poniedziałek, 31 października 2011
niedziela, 30 października 2011
Niebieskie, Zielone i Czerwone...
/>
Niebieskie, Zielone i Czerwone...
Kolorowe jeziorka do których mieliśmy się wybrać.
Wszystkie 3 jeziorka ukryte były głęboko w lesie.
Prowadziły do nich 2 trasy.
Właściciel kwater zaproponował, że w zamian za posprzątanie mieszkania, które wynajmowaliśmy zawiezie nas do miejscowości, z której będziemy mieli bezpośrednią drogę na miejsce.
Jak obiecał, tak zrobił.
Trafiliśmy na upalny dzień.
Więc podróż jego "zabytkowym" autem była iście zbawienna.
W drodze dowiedzieliśmy się, że w czasie działalności Groß-Rosen, więźniowie mieszkali również w naszym budynku.
Chyba nie muszę mówić, że byliśmy w coraz większym szoku.
Pan "kwaternik" (tak go nazwijmy), wysadził nas przy leśnej drodze, w miejscowości, do której nie dojeżdżały żadne autobusy.
Obiecał, że jeśli nie znajdziemy żadnego transportu, przyjedzie i odstawi nas w bezpieczne miejsce.
Oczywiście, jak obiecał, tak nie zrobił.
A my z nową energią podróżniczą rozpoczęliśmy długi, leśny marsz w poszukiwaniu jezior.
Oczywiście zapomniałam wspomnieć, że cała nasza podróż odbywała się bez mapy :P
Tam, w lesie, byliśmy zaopatrzeni jedynie w mały rysunek Pana Kwaternika.
Który jednak niewiele nam pomógł, bo się zgubiliśmy.
Jednak tradycyjnie los nad nami czuwał i spotkaliśmy po drodze 3 osoby, które pokierowały nami w odpowiednią stronę.
Jak się okazało, zielone jeziorko zupełnie wyschło, więc można było podziwiać jedynie niebieskie i czerwone.
My dotarliśmy jedynie do niebieskiego, spotykając na miejscu kilku turystów.
Przyznam, że widok był ciekawy i miło było odpocząć chwilę nad wodą, oraz pomoczyć nogi w tejże lazurowej i lodowatej wodzie :D
Zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w stronę jeziora czerwonego, którego niestety już nie odnaleźliśmy.
Idąc cały czas w dół mieliśmy nadzieję, że trafimy na jakąś cywilizację, w której będzie można złapać jakiś transport powrotny.
Po drodze na wysokości ok 600-700 m.n.p.m. natknęliśmy się wielkie piaskowe wydmy w środku lasu :D Prawdopodobnie właśnie w ich okolicy znajdowało się ostatnie z jezior, ponieważ obok płynął dziwny brązowy strumień. Ale czas nas gonił, zbliżał się wieczór, a my z kolejną końcówką funduszy byliśmy w zupełnie nie znanym nam miejscu.
Trafiliśmy wreszcie do jakichś zabudowań i stamtąd zadzwoniliśmy do Pana Kwaternika.
Jak już wcześniej wspomniałam, był on zbyt zajęty aby nas odebrać.
Kto wie, może goniły go demony przeszłości ;)
Zmęczeni i zrezygnowani szliśmy wzdłuż drogą machając na stopa. Niestety nikt się nie zatrzymał.
Gdy dotarliśmy do jakiegoś przystanku w celu małego odpoczynku, wyszłam na chwilę na drogę i pomachałam od niechcenia do nadjeżdżającego auta.
Zatrzymał się młody chłopak, który zaproponował nam podwiezienie do następnej miejscowości.
Zaczęliśmy z nim rozmawiać i tak zaaferował się nasz podróżą na stopa bez mapy, że zaproponował nam podwiezienie aż na dworzec do Kamiennej Góry, czyli jakieś 18 km. dalej :) Najpierw myślał, że jesteśmy rodzeństwem, a potem stwierdził, że może sam kiedyś tak pojeździ.
Jak już dotarliśmy na miejsce, był na tyle uprzejmy, iż sprawdził nawet autobusy, którymi możemy dostać się dalej :D
Za co mu serdecznie dziękujemy.
Mając godzinę do autobusu zaopatrzyliśmy się w bułki i ser żółty,w sklepie, w którym "nie sprzedawano sera i chleba na kromki" :P (jednak nasza wrocławska Alma góruje w tym temacie ;))
Wsiadając jednak do autobusu przeżyliśmy szok cenowy.
Jednak spotkaliśmy tam kolejną życzliwą osobę i w cenie 1 biletu pojechały 2 osoby :)
I tak koło godz. 20 trafiliśmy do Świdnicy.
Tam nie było już tak kolorowo, ponieważ machając przejeżdżającym autom przez 3 godz. nic się nam nie zatrzymało :P
Znalazło się koło ratunkowe - telefon do kuzyna, który o północy miał nas przechwycić z jednego ze świdnickich skrzyżowań.
I w ten sposób spędziliśmy ostatnią godzinę wycieczki siedząc na murku i wspominając ostatnie dni wyprawy.
40 min po północy byliśmy już w domu.
Głodni, zmęczeni i zmarznięci ale zadowoleni :)
Aha - przy okazji 1 zgubiony portfel, przez co było potem mnóstwo innych przygód :D, Ale to już inne opowieści :)
Korzystając z takiej możliwości jaką daje mi ten blog, chcielibyśmy podziękować wszystkim przymusowym i normalnym sponsorom naszej wyprawy :) oraz tym osobom, bez której nie byłaby ona tak ciekawa i pełna emocji:
Izie i Rafałowi, Panu z córkami, który podwoził nas jako pierwszy, Pani z hotelu Panorama w Bolkowie, Panu Amerykaninowi z Polski, Pani z księgarni w Kamiennej Górze, Panu z Kamiennogórskiego Rynku, Panu Kwaternikowi, oraz Panu, który podwoził nas jako ostatni.
Najważniejsze na takiej wycieczce jest aby być z kimś z kim dobrze spędza się czas, kto lubi to co my, kogo zachwycają zwykłe, proste sprawy i kto cieszy się z naszego obecności, oraz z tego, że może właśnie z nami zobaczyć i poznać coś nowego.
Kto sprawi, że nawet trudna chwila wydaje się łatwiejsza niż jest w rzeczywistości.
.
sobota, 29 października 2011
Bolków trip ciąg dalszy :)
alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5668970323894442546" />
/>
>
/>
Dziś skończę opowiadać o naszej czerwcowej, 5cio dniowej wyprawie na stopa.
Dla tych, którzy wcześniej nie czytali opisu naszych poprzednich przygód wklejam linka
28 czerwca dotarliśmy na stopa do Kamiennej Góry.
Mając w portfelu 20 zł znaleźliśmy się w okolicach rynku.
"Trafiliśmy znów w tę samą uliczkę, z której przyszliśmy.
I właśnie tam podeszłam do pierwszego lepszego Pana pytając o drogę.
Pan ten powiedział nam, że to daleko i na 2gim końcu miasta.
Ale oprócz wskazania drogi zaproponował nam jeszcze, że nas tam zawiezie... :)
Powiedział, że co prawda miał inne plany ale zrobi dobry uczynek :)
Zaprowadził nas do auta i zawiózł prawie na miejsce podając nam swój nr, tel. i adres, mówiąc abyśmy do niego dzwonili jeśli będziemy w potrzebie...
Wyszliśmy z auta i poszliśmy drogą w dół poszukać kwatery.
I tak trafiliśmy do Groß-Rosen w Kamiennej Górze...."
- Zupełnie o tym nie wiedząc...
Droga była dziwna i kręta.
Schodziła w dół i prowadziła jakby na koniec miasta.
Kończyły się wszystkie zabudowania i pojawiało się coraz więcej drzew.
Szliśmy jakieś 15 min. nim trafiliśmy do wiaduktu (podobno jednego z bardziej charakterystycznych miejsc w trasie do wynajmowanych pokoi).
Minęliśmy wiadukt i za nim mieliśmy skręcić... ale nic za nim nie było więc poszliśmy w drugą stronę trafiając na dziwne osiedle z wielkimi autami rodem z Monster Jam zamkniętymi na jakimś podwórzu.
Wróciliśmy więc na drogę, której nie było.
Tam, idąc chwil parę, dotarliśmy do wielkiego, starego i odrapanego budynku, w którym miały mieścić się pokoje do wynajęcia.
Po kilku min. czekania wyszedł do nas nie dzisiejszy pan, w stroju jak z lat 70siątych, w rozpiętej koszuli z owłosioną klatką na wierzchu, zalatujący kilkudniowym kacem i papierosami.
Z nutką strachu w oczach poszliśmy z nim do tylnego wejścia. Tam ów pan otworzył metalowe drzwi i pokazał nam nowe, wyremontowane pokoje, w których mieliśmy spać nadchodzącej nocy.
Warunki jak na tak niską cenę były nawet fajne.
Umówiliśmy się na opłacenie pokoju następnego dnia, zostawiliśmy rzeczy i wyszliśmy w poszukiwaniu najbliższego sklepu w celu zaopatrzenia się w coś na ząb...
Droga do sklepu wiodła obok "starego więzienia" jak tłumaczył nam właściciel kwater.
Nic nie podejrzewając przeszliśmy obok, zrobiliśmy kilka zdjęć i poszliśmy dalej.
Wydaliśmy w sklepie nasze ostatnie 20 zł. na najpilniejsze produkty żywnościowe ;D
Z których o dziwo, przy dobrym zagospodarowaniu powstały potrawy na 3 porządne posiłki dla 2 osób! :D
Bardzo już zmęczeni i ze złym samopoczuciem szliśmy już inną drogą w stronę pokoju.
Gdy nagle trafiliśmy na miejsce, w którym wcześniej zostaliśmy wsadzeni przez pana podwożącego nas aż z Rynku w Kamiennej Górze.
Oboje odruchowo popatrzyliśmy na tablicę umieszczoną z prawej strony jezdni...
A tam widniały informacje -----> !!!!!!!!
- widoczne na 3cim zdjęciu poniżej.
Nie muszę chyba mówić w jakim byliśmy szoku....
A mieszkaliśmy w jednym z domów umieszczonych na zdjęciach...
Co to była za noc...
Noc była ciężka...
Dosłownie i w przenośni, bo jedno z nas się pochorowało.
I takich koszmarów sennych jeszcze nigdy nie miałam :P
Pół nieprzespanej nocy i wstawanie z samego rana. Bezcenne :P
"Skoro świt" ;) zostaliśmy nawiedzeni przez właściciela, który przechwycił współlokatorów i pojechał z nimi do bankomatu wybrać pieniądze za nocleg.
I tak zostałam sama.
Zaryglowałam drzwi czekając w jednym miejscu na jego powrót.
Na szczęście przyjechał w miarę szybko i dzięki temu spadł kamień z serca :P
Ponieważ postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jakieś ciekawe miejsce zapytaliśmy właściciela, czy zna jakieś fajne zabytki lub inne, bardziej przyrodnicze atrakcje.
Dostaliśmy dokładną instrukcję jak dojechać i dojść do 3 jezior wysoko w lesie, które miały mieć 3 wyjątkowe, niespotykane kolory, a ich zabarwienie związane było z wydobywającymi się tam rudami żelaza.
Niebieskie, Zielone i Czerwone...
Ponieważ choroba nie pozwala mi na dłuższe rozpisywanie się,
ciąg dalszy nastąpi... :)
Dziś kolejny dzień leczę mocną anginę.
W gardle hardcore. Każde przełknięcie śliny jest czymś niewykonalnym, wiążącym się z ogromnym bólem.
Gorączka i ogólne osłabienie.
Omamy w nocy, okłady i zimno-gorące poty.
Tony lekarstw.
Pozdrawiam wszystkich zdrowych.
Ubierajcie się ciepło i unikajcie zatłoczonych miejsc z chorymi ludźmi, bo tak jak ja z trudem będziecie przełykać nawet łagodzący kisiel...
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- przymusowe nie jedzenie wieczorem sprawiło iż wreszcie nie jestem w nocy głodna :P
.
czwartek, 27 października 2011
dużo :)
Ostatnio dużo się zdarzyło.
Nawet nie mam chwili, żeby o tym napisać.
Dużo nagatywów, ale też i pozytywy :)
"Wiedz, że coś się dzieje".
Bądź co bądź, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło
i widocznie tak miało być.
Może gdybym się do tego wszystkiego nie pochorowała, to wszystko miałoby trochę jaśniejsze barwy.
A tak to wkrada się ironia.
Zresztą lepiej tak niż dołując się.
Szczęśliwa nie okazała się taka szczęśliwa jaką miała być na początku.
Z jednej strony dała dużo szczęścia, z drugiej jednak trochę problemów i zmartwień.
W 3 mies. kolejny raz zmieniły mi się priorytety oraz pogląd na wiele spraw.
Uczucia pogłębiły się i ustabilizowały.
Praca poszła do przodu z prędkością światła. Tak szybko, że nie nadążam.
Zmęczenie materiału sprowadziło choróbsko.
Może dzięki temu będę mogła chociaż chwilę odpocząć :)
Choć wątpię ;)
Czas kolejny raz zmienić miejsce.
Chciałabym gdzieś wyjechać. potrzebuję tego jak nic.
Mój mózg zacina się z nadmiaru informacji. On też potrzebuje odpoczynku.
Najlepiej w jakiejś dziczy.
Co dalej?
Los pokaże.
Ja już w nic nie ingeruje, bo to i tak przynosi odwrotne rezultaty.
Za kilka dni kończy się głosowanie na literacki blog roku.
Ciekawa jestem co w związku z tym przyniesie los :)
A on jest przewrotnym zawodnikiem.
.
niedziela, 23 października 2011
czwartek, 20 października 2011
Tylko spokój Cię uratuje :)
Wszystko się układa.
Mniej lub bardziej korzystnie, ale jednak idzie do przodu.
Jak by nie było będzie dobrze.
"Tylko spokój Cię uratuje ;)"
I pozytywne myślenie ;) bo bez niego ani rusz.
Wszystkie zdarzenia, jakie by nie były, coś wnoszą w nasze życie.
Na wszystkim się uczymy.
Co prawda każdy by chciał, żeby zawsze było dobrze i po jego myśli, ale niestety tak się nie da. Zawsze zdarzy się coś co pokrzyżuje nasze marzenia i plany.
Ale nie znaczy to, że musimy z nich rezygnować.
Jeśli żałujesz niektórych swoich czynów i decyzji, to wszystko przed Tobą.
Zawsze możesz je zmienić. Wrócić do miejsca w którym popełniłeś błąd i spokojnie, bez pośpiechu zalepić zburzony przez siebie mur.
Teraz już wiesz gdzie i jakie błędy popełniłeś, więc drugi raz zrobisz inaczej.
Tak już jest. Czasem jest nam żal. Ale żal to nieodłączny towarzysz niektórych decyzji.
Nie zawsze jest kolorowo.
Ale jeśli obok jest ktoś, komu na Tobie zależy, to zawsze masz dwa razy więcej siły by iść dalej i budować wszystko od nowa.
Bo nie jesteś sam.
Bo obok jest ktoś kto złapie Cię za rękę kiedy będziesz spadał.
Możesz budować w bardziej wyrazistych kolorach.
Na twardszych fundamentach Twoich własnych błędów.
Światło zawsze podąża tam gdzie Ty.
I zawsze będzie oświetlać Ci drogę.
Nie ważne gdzie pójdziesz.
Twoja przystań jest tam gdzie serce Twoje.
happiness is simple :):)
.
środa, 19 października 2011
dobrze wiedzieć
13 sierpnia byłam na ślubie Marty i Seby.
Fajna impreza.
Najpierw wypad do kościoła aż za Leśnicę, potem przejazd i impreza weselna niedaleko Factory we Wrocławiu.
Trochę potańczyliśmy ;) dużo zjedliśmy, dobrze się bawiliśmy :)
Dobrze widzieć, że w naszych czasach są jeszcze tak odważni ludzie, którzy kochają się wbrew wszystkiemu i wszystkim, potrafiąc tę miłość połączyć w sobie na zawsze.
Którzy nie boją się powiedzieć "Tak" wiedząc, że za chwilę zwiąże ich przysięga.
Niektórzy tę przysięgę traktują lekko, jak coś nie ważnego, zapominając jednak, że tak na prawdę, to składamy ją sobie samym. Obiecujemy sobie, że będziemy kochali tę drugą osobę "dopóki śmierć nas nie rozłączy" i w chwilach zwątpienia pomaga nam ona przywrócić równowagę. Bo wiemy, że każdy je ma, że czasem są wątpliwości i niejasności. Ale jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo o słabości.
Miłość to czasem trudna sprawa.
Nie ma lekko. Oprócz przyjemności są jeszcze sprawy codzienne i obowiązki.
Są zmiany miejsc, zmiany w poglądach, z dnia na dzień zmieniają się nasze potrzeby.
Będąc z kimś nie tracimy swoich potrzeb, a zyskujemy dodatkowe.
Stajemy się dzięki temu bogatsi w uczucia, w wiarę w nas samych. W miłość i w ludzi, którzy nas otaczają i którzy są dla nas ważni.
Są jednak ludzie mniej lub bardziej nam i naszej miłości przychylni.
Trzeba jednak umieć kochać wbrew wszystkiemu.
Bo wszystko się zmienia, a uczucie zostaje.
Czasem nawet i ono się zmienia. Staje się mocniejsze, głębsze i gorętsze.
Powinniśmy umieć rozgraniczać te wszystkie wyżej wymienione tematy. Umieć w tym wszystkim odnaleźć siebie, swoje potrzeby i to czego pragnie się najbardziej, bo czasem za bardzo patrzymy na to co jest obok, co podpowiadają nam inni, którym się wydaje, że wiedzą lepiej czego nam potrzeba. Powinniśmy umieć patrzeć na siebie samych. Bo to my zmagamy się ze światem, uczuciami, myślami i problemami i nikt inny tego za nas nie zrobi.
Nasze serce mówi nam najwięcej i to my sami najlepiej wiemy czego nam potrzeba.
To my wiemy, kto jest dla nas najważniejszy, dla kogo chcemy się budzić, z kim zasypiać, jeść, pić kochać się i spędzać miło czas.
Z kim chcemy się śmiać i na czyim ramieniu płakać.
Wiemy czyje ramiona dają nam ukojenie w trudnych chwilach i czyja dłoń pomaga nam gdy mamy problemy.
Bo właśnie w takich sytuacjach sprawdzamy się najbardziej.
Dzięki nim wiemy, na kogo tak na prawdę możemy liczyć i czy nasza miłość ma sens.
Wiemy, że mimo naszych słabości i smutków, Ten Ktoś będzie przy nas i będzie trzymał nas za rękę gdy będziemy w potrzebie.
Czasami na drodze naszych uczuć stają różne sytuacje i różni ludzie.
Musimy umieć sobie z nimi razić.
Powinniśmy trzymać je od siebie na dystans. Nie pozwalać by za bardzo wpływały na nasze życie, bo o komplikacje jest bardzo łatwo.
Gorzej już o wyprostowanie niektórych sytuacji. Czasem zwyczajnie się nie da.
Musimy wiedzieć, że tylko my sami najlepiej wiemy co jest dla nas dobre.
I każdy kto staje na naszej drodze nie ma prawa ingerować w nasze życie. Ma on swoje życie i swoją historię, która jest tylko jego i wszystkie swoje drogi powinien skierować tam i przejść przez swoje życie sam.
Bo każdy ma swój czas i swoje problemy do przeżycia.
Jeden czas i jedno życie.
Słuchajmy siebie, bo tylko my jesteśmy swoimi najlepszymi doradcami, a każdy inny ma prawo do swojego zdania, ale jest ono tylko opinią, nie gotową receptą na życie.
Każdy ma prawo do miłości, takiej jaka mu odpowiada. Takiej, jaką sobie wybrał. I takiej jaką chce aby ona była. Bez ingerencji z zewnątrz.
A odwaga, to coś co jest w miłości najważniejsze.
To coś, bez czego ona nie może istnieć, bo to ona napędza nas każdego dnia.
To promień słońca, który budzi nas co rano i maluje na naszej twarzy uśmiech, a w głowie obraz twarzy kochanej osoby.
.
wtorek, 18 października 2011
sobota, 15 października 2011
Minimetal
1szego października byliśmy z Pawłem w Impracie na "Minimetalu".
Powtórka zeszłorocznego koncertu.
Działo się dużo więcej.
Muzycy skupili się tym razem na przekazie wizualnym.
Obraz jednak zagłuszył dźwięk.
Było fajnie. Ale ja chyba jednak wolałam tamten pierwszy koncert.
Wtedy było prostot i minimalistycznie.
Z klasą.
Teraz było dla mnie za dużo.
Udało mi się zrobić parę fajnych zdjęć koncertowych i spędziliśmy fajnie czas.
Jednak czasem wydaje mi się, że chcąc coś pokazać trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć stop. Aby nie było za dużo.
Bo można w ten sposób łatwo przekombinować.
Czasem mniej znaczy więcej.
Ale na pewno nie można odmówić kapeli pomysłowości.
Performance był ciekawy.
Ostatnio mam w głowie mętlik.
Zastanawiam się kiedy przejdzie.
Bo nie jest dobry.
Za dużo myślę.
O rzeczach, których nie powinnam.
Jakieś brudy zaprzątają mi głowę.
Przeszłość wychyla się z ciemnych zakamarków i rzuca cień na teraźniejszość.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło :P
Wystarczy dobry odkurzacz i wszystkie brudy lądują w ciemnym worze ;)
A wór wyrzucamy jak najdalej.
Daleko tak.
.
czwartek, 13 października 2011
"Pisz więcej"
Dziś rano zajrzałam na dawno nie otwieraną pocztę i znalazłam wiadomość z daleka.
Parę słów, a nastroiły mnie mega pozytywnie na cały dzień.
Dziękuję za dobre myśli :)
Pisać więcej.
Bardzo chętnie.
Wszystko jakoś tak samo wychodzi. Samo z siebie.
Siadam sobie przed komputerem i leci.
Czasem tworzę nowego posta z zamiarem opisania czegoś,
a wychodzi coś zupełnie innego.
Z palców spływają zupełnie inne słowa niż te, które były zamierzone.
Dziś odpoczywam.
Dzień dla siebie.
Teoretycznie od rana pilnie pracuję nad projektami.
Teoretycznie.
Czasem jednak potrzebuję nic nie robić.
Nawet ja, ktoś kto w wieku 28 lat uczy się dopiero co to znaczy odpoczywać.
Co to znaczy położyć się na chwilę na łóżku w chwili słabości
i zatopić się w nicości.
Czasem mam wrażenie, że się gubię.
We wszystkim.
W planach, w słowach, w życiu.
W każdej minucie.
Dobrze jest nie być samym, bo wtedy się wie, że ktoś przypilnuje Cię i nie zabłądzisz w sobie zbyt daleko.
Puste krzesło obok daje dużo do myślenia.
Snują się historie, napływają wspomnienia.
Wpadasz w melancholię szybciej niż kiedykolwiek, bo wiesz, że jeszcze przed chwilą ktoś tu siedział.
Teraz siedzi trochę dalej, ale nadal w Twoim sercu.
Człowiek oprócz poczucia bycia z drugą osobą, potrzebuje również fizyczności.
Chciałoby się wyciągnąć tę dłoń i poczochrać suche włosy, dotknąć palcami wilgotnych wag, przytulić.
Pustka boli.
Sprowadza fizyczny ból, boli Cię w dołku, skręca w żołądku.
Jest zimno.
Machasz nerwowo nogą, raz lewą, raz prawą.
Wstajesz co chwilę szukając kolejnego zajęcia i kolejnego.
Ale żadne nie jest w stanie zabić tęsknoty.
Tęsknota zabija Ciebie.
Zżera powoli od środka.
Niespokojność.
Niemożność.
Zimność.
Lepiej chyba jednak zabrać się za pracę i nie myśleć.
Ale na ile jest to możliwe?
Na ile to starczy?
Na dzień, dwa?
Na dobranoc przytulasz zimną kołdrę.
Pół nocy walcząc z bezsennością analizujesz wszystkie dobre chwile, co jeszcze bardziej spycha Twój sen w zapomnienie.
I tak dzień po dniu, noc po nocy.
Potem chwile radości... i znów zimno nocy.
Chciałam ten post dedykować Dmytro i wszystkim innym, którym ten blog się podoba.
Którzy tak po prostu lubią czytać moje słowa.
Jakoś tak.
.
środa, 12 października 2011
Inaczej
b3Oq8ncrXF3Y88qjk/s400/ogrod_japonski_z_P_i_M+227.jpg" border="0" alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5662716293117223554" />
Powoli do przodu.
Idę.
Przyspieszam w podejmowaniu decyzji.
Zwalniam w życiowym pędzie.
Stopuję w nadmiernym myśleniu.
Zastanawiam się ile razy w całym swoim życiu człowiek przewartościowuje siebie i swoje poglądy.
Czasem pod wpływem chwili robimy różne dziwne rzeczy.
Dla jednych ta chwila trwa całą wieczność, dla innych mgnienie oka.
Ale mamy prawo do błędów i pomyłek.
Uczymy się na nich ciągle od nowa.
Gdyby nie one, czasem nie rozumielibyśmy siebie i innych.
To nasze decyzje dają nam poczucie, że jesteśmy. Że jesteśmy ważni, mamy coś do powiedzenia.
Żadne decyzje w naszym życiu nie są nieodwołalne.
"Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna odbijaj się
Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał
Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans
Odetchnij więc, zastanów się
Znajdź jego sens..."
Tak śpiewa Myslovitz.
Zawsze jest czas na naprawienie czegoś, co zrobiło się źle, co zrobiło się nie tak jakby się tego chciało, na zmianę poglądów, myśli, słów.
Na cofanie podjętych już decyzji.
Niektórzy mogą mówić, że raz podjętej decyzji nie powinno się cofać.
Ale przecież takim stwierdzeniem ograniczamy siebie samego.
Sami sobie zamykamy drzwi.
Jeśli się wahasz, to znaczy, że nie był to do końca dobry wybór.
Podświadomie chcesz aby było inaczej.
Twoja podświadomość wie najlepiej czego Ci potrzeba.
To Twój najlepszy doradca.
Tylko on potrafi ustrzec Cię przed niebezpieczeństwem i sprawić abyś był szczęśliwy i bezpieczny.
To Toja intuicja.
Lepszego doradcy nie ma.
"Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie"
Jak gra Happysad.
Coś w tym jest.
Nasze serce jest fragmentem naszego ciała.
Idzie z intuicją łeb w łeb.
To najlepsi kompani.
Zawsze mogą na siebie liczyć.
Zawsze ryzykują i zawsze wygrywają.
Po to tu jesteśmy.
Żeby łapać, to czego potrzebujemy, co sprawia nam radość i przyjemność.
Dzięki czemu czujemy się dobrze.
Jesteśmy tu po to by kochać, żyć i nie bać się iść do przodu.
Nie bać się swoich własnych błędów.
Po to by słuchać co mówi nasze serce, wewnętrzne ja.
Jeśli za czymś/kimś tęsknimy otwierajmy szeroko ramiona.
Bo tylko wtedy tak na prawdę poczujemy się wolni.
Jak będziemy kochać i będziemy kochani.
ktoś może powiedzieć, że to przesłodzone i infantylne.
Ale czy nie po to tu jesteśmy?
Żeby się nie bać siebie, swoich uczuć, świata.
Życie daje nam znaki.
Na każdym kroku spotykamy ich tysiące.
I tylko od nas zależy czy będziemy potrafili je zauważyć
i odczytać.
To ono pcha nas czasem w różne sytuacje i miejsca. Stawia nas przed trudnymi wyborami.
Ale to od nas samych zależy jakiego wyboru dokonamy.
Czy pójdziemy w prawo czy w lewo.
Czasem jednak los pcha nas z powrotem na tą samą drogę, mimo iż wybraliśmy inaczej.
Może to kolejny znak?
Od nas zależy czy go przeczytamy.
Dziś widziałam kilka kolejnych znaków.
Dziś podjęłam kilka kolejnych decyzji.
Czas pokaże czy trafnych.
Zawsze przecież mogę zawrócić i zrobić coś jeszcze raz.
Inaczej.
.
Powoli do przodu.
Idę.
Przyspieszam w podejmowaniu decyzji.
Zwalniam w życiowym pędzie.
Stopuję w nadmiernym myśleniu.
Zastanawiam się ile razy w całym swoim życiu człowiek przewartościowuje siebie i swoje poglądy.
Czasem pod wpływem chwili robimy różne dziwne rzeczy.
Dla jednych ta chwila trwa całą wieczność, dla innych mgnienie oka.
Ale mamy prawo do błędów i pomyłek.
Uczymy się na nich ciągle od nowa.
Gdyby nie one, czasem nie rozumielibyśmy siebie i innych.
To nasze decyzje dają nam poczucie, że jesteśmy. Że jesteśmy ważni, mamy coś do powiedzenia.
Żadne decyzje w naszym życiu nie są nieodwołalne.
"Popełniaj błędy i naprawiaj je
Gdy dotkniesz dna odbijaj się
Wykorzystaj czas, drugiego już nie będziesz miał
Nie poddaj się, bierz życie jakim jest
I pomyśl, że na drugie nie masz szans
Odetchnij więc, zastanów się
Znajdź jego sens..."
Tak śpiewa Myslovitz.
Zawsze jest czas na naprawienie czegoś, co zrobiło się źle, co zrobiło się nie tak jakby się tego chciało, na zmianę poglądów, myśli, słów.
Na cofanie podjętych już decyzji.
Niektórzy mogą mówić, że raz podjętej decyzji nie powinno się cofać.
Ale przecież takim stwierdzeniem ograniczamy siebie samego.
Sami sobie zamykamy drzwi.
Jeśli się wahasz, to znaczy, że nie był to do końca dobry wybór.
Podświadomie chcesz aby było inaczej.
Twoja podświadomość wie najlepiej czego Ci potrzeba.
To Twój najlepszy doradca.
Tylko on potrafi ustrzec Cię przed niebezpieczeństwem i sprawić abyś był szczęśliwy i bezpieczny.
To Toja intuicja.
Lepszego doradcy nie ma.
"Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie"
Jak gra Happysad.
Coś w tym jest.
Nasze serce jest fragmentem naszego ciała.
Idzie z intuicją łeb w łeb.
To najlepsi kompani.
Zawsze mogą na siebie liczyć.
Zawsze ryzykują i zawsze wygrywają.
Po to tu jesteśmy.
Żeby łapać, to czego potrzebujemy, co sprawia nam radość i przyjemność.
Dzięki czemu czujemy się dobrze.
Jesteśmy tu po to by kochać, żyć i nie bać się iść do przodu.
Nie bać się swoich własnych błędów.
Po to by słuchać co mówi nasze serce, wewnętrzne ja.
Jeśli za czymś/kimś tęsknimy otwierajmy szeroko ramiona.
Bo tylko wtedy tak na prawdę poczujemy się wolni.
Jak będziemy kochać i będziemy kochani.
ktoś może powiedzieć, że to przesłodzone i infantylne.
Ale czy nie po to tu jesteśmy?
Żeby się nie bać siebie, swoich uczuć, świata.
Życie daje nam znaki.
Na każdym kroku spotykamy ich tysiące.
I tylko od nas zależy czy będziemy potrafili je zauważyć
i odczytać.
To ono pcha nas czasem w różne sytuacje i miejsca. Stawia nas przed trudnymi wyborami.
Ale to od nas samych zależy jakiego wyboru dokonamy.
Czy pójdziemy w prawo czy w lewo.
Czasem jednak los pcha nas z powrotem na tą samą drogę, mimo iż wybraliśmy inaczej.
Może to kolejny znak?
Od nas zależy czy go przeczytamy.
Dziś widziałam kilka kolejnych znaków.
Dziś podjęłam kilka kolejnych decyzji.
Czas pokaże czy trafnych.
Zawsze przecież mogę zawrócić i zrobić coś jeszcze raz.
Inaczej.
.
wtorek, 11 października 2011
""""""""""
Mały fragment mojej DUŻEJ całości :)
"Miałam sen.
Uciekam długim, ciemnym korytarzem.
Biegnę co chwilę odwracając się za siebie.
Potykam się o bruk ulicy.
Mrok ma kolor indygo.
Niebieska poświata odbija się echem od zamkniętych okien.
Szare kamienice zderzają się ze sobą swoimi brudnymi i pooranymi czasem ścianami.
Uciekam, uciekam, uciekam.
Biegnę.
Nie wiem gdzie, oby przed siebie. Daleko.
Coś mnie goni, nie wiem co.
Nie mogę się zatrzymać.
Wszystko co widzę to urywane obrazy przeszłości.
Wszystko zlewa się w jedno.
Mała ciemność przeradza się w dużą czarną przestrzeń podbitą od wewnątrz materiałem wytłumiającym wszystkie dźwięki.
Biorę udział w spektaklu uczuć, świateł, dzikich spojrzeń.
Z mroku wyłaniają się żółte kocie oczy.
Łypią na mnie z każdego kąta, jak na pyszną ruchomą przekąskę.
Mrugają, przeciągając się leniwie w półmroku.
Biegnę dalej.
Pochłania mnie gęsta szarość.
Wlewa się powoli w każdy zakamarek mojego ubrania.
Czuję lepką ciecz w kieszeniach, w butach.
Mrok wlewa się za koszulę spływając powoli po nagim, rozgrzanym biegiem ciele.
Jest chłodny i kleisty.
Zostawia po sobie brudne ślady.
Włosy powiewają na wietrze, raz, dwa, trzy...
Raz dwa trzy, obracają się raz w lewo, raz w prawo.
Biegnę.
Ile sił w nogach.
Wiatr popycha mnie do przodu, unosi moje ociężałe stopy.
W przebłyskach chwili odnoszę wrażenie jakby brał mnie w swoje ramiona i pchał w odpowiednim kierunku.
Jakby chronił mnie przed moim prześladowcą.
Przede mną samą.
Uciekam przed swoją czarną podświadomością.
Przez złą stroną mojego ja, które raz obudzone pochłania mnie coraz bardziej.
Połyka mnie od środka, zatapiając swoje zimne zęby w mojej nagiej skórze.
Po chwili słyszę głos, jak przez mgłę.
- Jestem tutaj, wszystko w porządku. Nie bój się."
.
poniedziałek, 10 października 2011
piątek, 7 października 2011
"Surrender"
Bezsilność. Znów mnie dopada.
Pojawia się znikąd, w najmniej odpowiednim momencie.
Wypełza z dalekiego kąta i zbliża się powolnym, posuwistym krokiem.
Łapie za stopy, wędruje do góry po łydkach, owija się wokół kolan i ściąga mnie w dół.
Zatapiam się znów w smutek i bezradność.
Nie chcę.
Czuję złość, na siebie, na was, do siebie, do was.
"Świat się kończy"
Nikomu nie pozwalać na więcej.
Stać z boku z dystansem.
Nie pozwalać żeby uczucia brały górę.
Włączyć rozum.
Być obok.
W bezpiecznej odległości od cierni.
Może tak będzie lepiej.
Ale nie umiem.
Zawsze pcham się w najgorszy i najniebezpieczniejszy wir wydarzeń.
Dobrowolnie wchodzę w mrok.
Pociąg do ryzyka i chęć walki jest silniejsza.
Już nawet nie wiem po co mi ta walka.
Wszystkie postanowienia i tak zawsze nie wypalają.
Wszystkie plany same z siebie się rozpadają, choć tak bardzo bym chciała, któryś z nich doprowadzić do końca.
Wiedzieć, że jednak na coś mam wpływ i coś mi się może udać.
Uciec stąd.
Jak najdalej.
Odlecieć i nie wracać.
Weź mnie w ramiona i odlećmy razem.
Tam gdzie wiatr.
.
czwartek, 6 października 2011
itp itd
Lubię jeździć na rowerze.
Lubię czuć wiatr na twarzy, we włosach, wdzierający się po kryjomu pod ubranie.
Lubię prędkość i szybką jazdę z górki.
LUBIĘ być wtedy sama.
Ale czasem chcę dzielić to uczucie z kimś, kto jest mi najbliższy.
Chcę móc przekazać mu swoje odczucia, chcę żeby przepływały przeze mnie jak woda przez wąż ogrodowy i tryskały na jego końcu radością.
Ale wiem, że każdy ma inne uczucia i ile jest ludzi na ziemi tyle rodzajów miłości, szczęścia i samotności.
Dobrze jest mieś przy sobie kogoś bliskiego.
Czuć, że ktoś jest obok, że można na nim polegać, że można się przed nim otworzyć, że można mu zaufać.
Kto nie tylko nas przytuli i da nam poczucie miłości, ale również zapewni, że w chwilach trudu i słabości nie zostaniemy sami jak palec.
Ale czy tak na prawdę, do końca ufamy drugiemu człowiekowi, skoro nigdy nie możemy pewnie powiedzieć,że ufamy samym sobie?
Nie znamy swoich możliwości i reakcji w niektórych sytuacjach, więc nie możemy rzucać się w ciemno na stwierdzenie, iż tak świetnie znamy siebie samego.
Poczucie bliskości drugiego człowieka daje nam możliwość znalezienia się na "swoim miejscu". Trzeba ją tylko umieć odpowiednio przeczytać.
"Samotność to taka straszna trwoga" jak śpiewał pewien znany Pan...
W rzeczywistości nie ma nic gorszego.
Pochłania nas ona kusząc i mamiąc.
Obiecuje złote góry odbierając nam rzeczywistość.
Tak na prawdę oba jej oblicza, które są nam tak dobrze znane, są równie nieobliczalne.
Jest ona zarazem naszym wrogiem i przyjacielem.
Jak za bardzo się w nią zagłębimy, uzależni nas od siebie, jak narkotyk.
Będziemy chcieli jej więcej i więcej... nie zauważając, że w pewnym momencie przekroczymy granicę, która odgradza nasz świat realny od marzeń.
Marzenie o samotności pochłonie nas doszczętnie, stając się tylko marzeniem. Marą senną na jawie, z której nie dane nam będzie uciec.
Pozostaniemy w tej marze myśląc, że już już mamy więcej tego, czego pragniemy, w rzeczywistości nie ocierając się o to nawet przez moment.
Bo czyż marzenia nie są po to, aby o nich marzyć?
Urzeczywistnione nie są już marzeniami...
Wtedy pojawiają się nowe i nowe i nowe...
Kolejne, lepsze, większe i głębsze.
Następne zachciewajki i potrzeby do spełnienia.
Tak jesteśmy zbudowani, że zawsze czegoś pragniemy i zawsze o czymś marzymy.
Bez tego byłoby szaro i buro.
One dodają nam energii, chęci i sprawiają, że robimy plany, mamy cele, że do czegoś dążymy.
Każdy człowiek ma jakiś cel, cel jest układa się w plan, plan układa się w rozkład, rozkład w realizację... itd itp..
W naszym mózgowym komputerze pokładowym mieścimy cały świat.
Zawiera się tam całe szczęście, cała miłość, cała samotność i wszystkie potrzeby tego świata.
Tylko my jakoś nie potrafimy się do nich odpowiednio dokopać.
Kopiemy nieporadnie jakieś nowe tunele. Wciąż od nowa.
Jak nam się złamie łopata, to rezygnujemy myśląc, że nam się nie uda.
Co mocniejsi i odważniejsi rozgrzebują drogę dłońmi, drapią paznokciami, bo wiedzą, że gdzieś tam daleko czeka na nich coś ważnego.
Coś co pomoże im zrozumieć, po co to wszystko robią.
Czego tak na prawdę chcą.
Nie wiedzą jednak, że TO co znajduje się na końcu tunelu zmienia się z sekundy na sekundę i nigdy na jego krańcu nie znajdą tego samego.
.
wtorek, 4 października 2011
i co zrobisz, nic nie zrobisz...
Bo w życiu jest tak jak na huśtawce.
Raz w dole, raz w górze.
Ciekawa jestem tylko czy ktoś bierze pod uwagę zwroty na boki?
Bo przecież czasem, jak wiatr zawieje znosi nas na tej huśtawce raz na prawo, a raz na lewo.
I weź tu zdecyduj się w którą stronę wolisz się huśtać.
Im większy wybór, tym większa niepewność.
Im bardziej się nad czymś zastanawiasz, tym masz mniejsze szanse na podjęcie właściwej decyzji.
Dlaczego?
Ponieważ nie ma potem w tej Twojej decyzji spontaniczności.
Kto powiedział, że długo rozpatrywane sprawy i decyzje są lepsze.
Że taka metoda jest korzystniejsza.
Nie ma nic bardziej mylnego.
Czasem trzeba pomyśleć zanim się coś powie, zrobi, bo można kogoś zranić.
Mocno i nieodwracalnie. Wbić mu w serce zardzewiały nóż, pozostawiając w ranie kujące opiłki, które utkną tam już na zawsze, przypominając o sobie raz na jakiś czas. W najmniej odpowiednim momencie.
Ale im dłużej myślisz tym większą bzdurę wytwarza Twoja wyobraźnia.
TAK.
Ona jest na prawdę o wiele szersza niż myślisz.
Zajmuje niezliczone hektary Twojego umysłu.
Wpełza w najmniejsze i najbardziej niedostępne zakątki.
Czasem podpowiada dobrze, a czasami złośliwie prowadzi Cię na manowce Twojej własnej niepewności.
I potem znajdź drogę...
"i co zrobisz, nic nie zrobisz..." jak mawia Paweł.
Idziesz i idziesz jak ta ofiara. I nawet nie wiesz później gdzie idziesz i po co.
I o co Ci w tym wszystkim tak na prawdę chodziło.
Potem śmiejesz się z siebie jaki byłeś głupi w danym momencie i nie wiesz co Cię skłoniło do tego, a nie innego.
I żałujesz, że gdybyś miał trochę więcej cierpliwości i trochę więcej zapału, wszystko potoczyłoby się inaczej.
Ale Ctrl + z nie wciśniesz.
Możesz co najwyżej mniej myśleć i nie analizować tak mocno wszystkiego.
Czasem wyjdzie Ci to na dobre.
.
.
poniedziałek, 3 października 2011
Auto Color
Zarzucam na siebie kolor.
AUTOMATYCZNIE.
Wybieram odpowiednią opcję, wciskam enter i leci.
Pokrywa równo niezabarwione fragmenty.
Kawałek po kawałku.
Piksel za pikselem barwi się równomiernie optymizmem.
Jestem w RGB, a może w CMYKu?
Moje oczy znów się śmieją. Mimo iż jakaś ich część nadal płacze.
Gdzieś tam w środku.
Staram się być silna. Bo wszyscy mówią, że jestem, że dam radę.
Jestem robotem, więc może mają rację...
Może na pewno.
A może się mylą?
Kto ma rację, tego się raczej nie dowiemy.
Ale czy o to właśnie w tym wszystkim chodzi? Aby mieć rację?
Może tak, a może nie.
Trzymam się. Zewnętrznie.
Dla niepoznaki uśmiecham się sama do siebie.
Patrz, jak jest dobrze - mówię sobie.
Chwile euforii wygrywają obecnie z chwilami zatapiania się w czarnej dziurze.
Ukrywam się przed sobą.
Chcę żeby było ok.
Boję się przyznać, że mam nadzieję.
Że widzę światło.
Bo co będzie jak nagle zgaśnie?
I znów wyląduję w ciemnym, zimnym pomieszczeniu bez drzwi i okien?
Przylecisz do mnie na ratunek?
Boję się co będzie dalej.
A może nie dam rady?
Jestem tu po to aby patrzeć jak nocami wchodzisz na dach, jak unosisz mnie w przestrzeń, jak zabarwiasz mój świat.
""
Biorę udział w konkursie na LITERACKI BLOG ROKU
Byłoby pięknie jakby coś z tego wyszło.
A jeśli nawet nie, to ziemia będzie obracać się nadal...
.
AUTOMATYCZNIE.
Wybieram odpowiednią opcję, wciskam enter i leci.
Pokrywa równo niezabarwione fragmenty.
Kawałek po kawałku.
Piksel za pikselem barwi się równomiernie optymizmem.
Jestem w RGB, a może w CMYKu?
Moje oczy znów się śmieją. Mimo iż jakaś ich część nadal płacze.
Gdzieś tam w środku.
Staram się być silna. Bo wszyscy mówią, że jestem, że dam radę.
Jestem robotem, więc może mają rację...
Może na pewno.
A może się mylą?
Kto ma rację, tego się raczej nie dowiemy.
Ale czy o to właśnie w tym wszystkim chodzi? Aby mieć rację?
Może tak, a może nie.
Trzymam się. Zewnętrznie.
Dla niepoznaki uśmiecham się sama do siebie.
Patrz, jak jest dobrze - mówię sobie.
Chwile euforii wygrywają obecnie z chwilami zatapiania się w czarnej dziurze.
Ukrywam się przed sobą.
Chcę żeby było ok.
Boję się przyznać, że mam nadzieję.
Że widzę światło.
Bo co będzie jak nagle zgaśnie?
I znów wyląduję w ciemnym, zimnym pomieszczeniu bez drzwi i okien?
Przylecisz do mnie na ratunek?
Boję się co będzie dalej.
A może nie dam rady?
Jestem tu po to aby patrzeć jak nocami wchodzisz na dach, jak unosisz mnie w przestrzeń, jak zabarwiasz mój świat.
""
Biorę udział w konkursie na LITERACKI BLOG ROKU
Byłoby pięknie jakby coś z tego wyszło.
A jeśli nawet nie, to ziemia będzie obracać się nadal...
.
niedziela, 2 października 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)