Rok 2011.
Rok szczęścia.
Zupełnie inny niż poprzednie.
Wiele się zdarzyło, wiele przeminęło, ale jeszcze więcej przybyło.
Nowych doświadczeń, nowego życia, prawdziwego szczęścia.
Czasem szukamy za daleko i nie widzimy tego co mamy blisko siebie, za górą za rzeką... ;)
Ten rok wystrzelił i pędził jak strzała.
Wiele się w nim nauczyłam.
A przede wszystkim zyskałam coś, czego szuka się czasem przez całe życie.
Naukę.
I siebie.
Odnalazłam siebie.
Tą małą, którą zagubiłam wiele lat temu.
Sprowadziłam się z powrotem na swoją drogę.
Pomógł mi w tym ktoś, kto zmienił moje życie i pozwolił mi zrozumieć czym ono jest na prawdę.
Kto nauczył mnie czerpać z jego wnętrza, a nie tylko z jego brzegów.
Komu dziękuję za cały spędzony razem czas, za każdą chwilę, za każdy promień słońca i uczucia.
Dziękuję :)
Wiem, że czasem upór sprowadza nas nie tam, gdzie byśmy chcieli się znaleźć, że czasem trzeba posłuchać również innych i mimo tego, że mogą nie mieć racji, to chcą dla nas dobrze.
Wiem, że najważniejsza jest w życiu miłość i powinniśmy jej pozwolić trwać i iść własnym torem, nie bacząc na żadne przeciwności. A inny ludzie powinni nam pozwolić kochać się na naszych zasadach. Bo mamy ku temu prawo.
Wiem, że przyjaźń jest równie ważna, że idą razem w parze. Nie zbaczając z drogi.
Wiem, że życie jest tylko jedno i czasem zastanawianie się nad czymś zabiera nam szczęście, które tak łatwo możemy utracić.
Wiem, że trzeba skakać w ogień, bo jak się nie oparzymy, to nie spróbujemy wszystkiego, bo ogień czasem przynosi dużo dobrego, nowego i ciekawego.
Nie bójmy się w niego skakać ;)
Wiem, że nie można się niczego bać i z niczego rezygnować, bo czasem chwila przeczekania daje nam dużo więcej niż utrata czegoś lub cofanie się z powrotem.
Bo czasem trzeba zacisnąć zęby i iść do przodu mimo wszystkich wątpliwości, przeciwności i naszej wewnętrznej słabości.
Bo po burzy nastaje słońce, bo czas jest najlepszym lekarstwem na wszystko.
Bo sami przed sobą nie uciekniemy, choćbyśmy znaleźli się na drugim końcu świata.
Ponieważ w zeszłym roku wymieniałam, to w tym też :P
W tym roku dużą rolę odegrały w moim życiu takie osoby jak:
Olka, Iwonka, rodzice, Natalia, Sitek, Malwina, Martyna, Julia, Ala, Iza, Seba. P...
Dużo się od nich nauczyłam.
Dziękuję :)
.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szczęście. Pokaż wszystkie posty
piątek, 30 grudnia 2011
Podsumowanie 2011
Etykiety:
miłość,
pabson2,
paweł paabson,
prawdziwy przyjaciel,
radość,
szczęście,
troska,
z lasu,
zaufanie
niedziela, 30 października 2011
Niebieskie, Zielone i Czerwone...








/>

Niebieskie, Zielone i Czerwone...
Kolorowe jeziorka do których mieliśmy się wybrać.
Wszystkie 3 jeziorka ukryte były głęboko w lesie.
Prowadziły do nich 2 trasy.
Właściciel kwater zaproponował, że w zamian za posprzątanie mieszkania, które wynajmowaliśmy zawiezie nas do miejscowości, z której będziemy mieli bezpośrednią drogę na miejsce.
Jak obiecał, tak zrobił.
Trafiliśmy na upalny dzień.
Więc podróż jego "zabytkowym" autem była iście zbawienna.
W drodze dowiedzieliśmy się, że w czasie działalności Groß-Rosen, więźniowie mieszkali również w naszym budynku.
Chyba nie muszę mówić, że byliśmy w coraz większym szoku.
Pan "kwaternik" (tak go nazwijmy), wysadził nas przy leśnej drodze, w miejscowości, do której nie dojeżdżały żadne autobusy.
Obiecał, że jeśli nie znajdziemy żadnego transportu, przyjedzie i odstawi nas w bezpieczne miejsce.
Oczywiście, jak obiecał, tak nie zrobił.
A my z nową energią podróżniczą rozpoczęliśmy długi, leśny marsz w poszukiwaniu jezior.
Oczywiście zapomniałam wspomnieć, że cała nasza podróż odbywała się bez mapy :P
Tam, w lesie, byliśmy zaopatrzeni jedynie w mały rysunek Pana Kwaternika.
Który jednak niewiele nam pomógł, bo się zgubiliśmy.
Jednak tradycyjnie los nad nami czuwał i spotkaliśmy po drodze 3 osoby, które pokierowały nami w odpowiednią stronę.
Jak się okazało, zielone jeziorko zupełnie wyschło, więc można było podziwiać jedynie niebieskie i czerwone.
My dotarliśmy jedynie do niebieskiego, spotykając na miejscu kilku turystów.
Przyznam, że widok był ciekawy i miło było odpocząć chwilę nad wodą, oraz pomoczyć nogi w tejże lazurowej i lodowatej wodzie :D
Zrobiliśmy kilka zdjęć i ruszyliśmy w stronę jeziora czerwonego, którego niestety już nie odnaleźliśmy.
Idąc cały czas w dół mieliśmy nadzieję, że trafimy na jakąś cywilizację, w której będzie można złapać jakiś transport powrotny.
Po drodze na wysokości ok 600-700 m.n.p.m. natknęliśmy się wielkie piaskowe wydmy w środku lasu :D Prawdopodobnie właśnie w ich okolicy znajdowało się ostatnie z jezior, ponieważ obok płynął dziwny brązowy strumień. Ale czas nas gonił, zbliżał się wieczór, a my z kolejną końcówką funduszy byliśmy w zupełnie nie znanym nam miejscu.
Trafiliśmy wreszcie do jakichś zabudowań i stamtąd zadzwoniliśmy do Pana Kwaternika.
Jak już wcześniej wspomniałam, był on zbyt zajęty aby nas odebrać.
Kto wie, może goniły go demony przeszłości ;)
Zmęczeni i zrezygnowani szliśmy wzdłuż drogą machając na stopa. Niestety nikt się nie zatrzymał.
Gdy dotarliśmy do jakiegoś przystanku w celu małego odpoczynku, wyszłam na chwilę na drogę i pomachałam od niechcenia do nadjeżdżającego auta.
Zatrzymał się młody chłopak, który zaproponował nam podwiezienie do następnej miejscowości.
Zaczęliśmy z nim rozmawiać i tak zaaferował się nasz podróżą na stopa bez mapy, że zaproponował nam podwiezienie aż na dworzec do Kamiennej Góry, czyli jakieś 18 km. dalej :) Najpierw myślał, że jesteśmy rodzeństwem, a potem stwierdził, że może sam kiedyś tak pojeździ.
Jak już dotarliśmy na miejsce, był na tyle uprzejmy, iż sprawdził nawet autobusy, którymi możemy dostać się dalej :D
Za co mu serdecznie dziękujemy.
Mając godzinę do autobusu zaopatrzyliśmy się w bułki i ser żółty,w sklepie, w którym "nie sprzedawano sera i chleba na kromki" :P (jednak nasza wrocławska Alma góruje w tym temacie ;))
Wsiadając jednak do autobusu przeżyliśmy szok cenowy.
Jednak spotkaliśmy tam kolejną życzliwą osobę i w cenie 1 biletu pojechały 2 osoby :)
I tak koło godz. 20 trafiliśmy do Świdnicy.
Tam nie było już tak kolorowo, ponieważ machając przejeżdżającym autom przez 3 godz. nic się nam nie zatrzymało :P
Znalazło się koło ratunkowe - telefon do kuzyna, który o północy miał nas przechwycić z jednego ze świdnickich skrzyżowań.
I w ten sposób spędziliśmy ostatnią godzinę wycieczki siedząc na murku i wspominając ostatnie dni wyprawy.
40 min po północy byliśmy już w domu.
Głodni, zmęczeni i zmarznięci ale zadowoleni :)
Aha - przy okazji 1 zgubiony portfel, przez co było potem mnóstwo innych przygód :D, Ale to już inne opowieści :)
Korzystając z takiej możliwości jaką daje mi ten blog, chcielibyśmy podziękować wszystkim przymusowym i normalnym sponsorom naszej wyprawy :) oraz tym osobom, bez której nie byłaby ona tak ciekawa i pełna emocji:
Izie i Rafałowi, Panu z córkami, który podwoził nas jako pierwszy, Pani z hotelu Panorama w Bolkowie, Panu Amerykaninowi z Polski, Pani z księgarni w Kamiennej Górze, Panu z Kamiennogórskiego Rynku, Panu Kwaternikowi, oraz Panu, który podwoził nas jako ostatni.
Najważniejsze na takiej wycieczce jest aby być z kimś z kim dobrze spędza się czas, kto lubi to co my, kogo zachwycają zwykłe, proste sprawy i kto cieszy się z naszego obecności, oraz z tego, że może właśnie z nami zobaczyć i poznać coś nowego.
Kto sprawi, że nawet trudna chwila wydaje się łatwiejsza niż jest w rzeczywistości.
.
środa, 24 marca 2010
piłka
wtorek, 22 września 2009
coś
***
- A co by było - rzekł Puchatek powoli - gdybyśmy spróbowali odnaleźć nasz Dołek, jak tylko stracimy go z oczu?
- A co nam z tego przyjdzie? - spytał Królik.
- Bo my ciągle szukamy Domu i nie możemy go znaleźć, więc pomyślałem sobie, że jeżeli zaczniemy szukać Dołka, to wtedy na pewno go nie znajdziemy. I to jest Dobra Myśl, bo może wtedy znajdziemy coś czego wcale nie szukamy, i może to będzie właśnie to, czego naprawdę szukamy.
***
- A co by było - rzekł Puchatek powoli - gdybyśmy spróbowali odnaleźć nasz Dołek, jak tylko stracimy go z oczu?
- A co nam z tego przyjdzie? - spytał Królik.
- Bo my ciągle szukamy Domu i nie możemy go znaleźć, więc pomyślałem sobie, że jeżeli zaczniemy szukać Dołka, to wtedy na pewno go nie znajdziemy. I to jest Dobra Myśl, bo może wtedy znajdziemy coś czego wcale nie szukamy, i może to będzie właśnie to, czego naprawdę szukamy.
***
Subskrybuj:
Posty (Atom)