sobota, 29 października 2011

Bolków trip ciąg dalszy :)


alt=""id="BLOGGER_PHOTO_ID_5668970323894442546" />

















Dziś skończę opowiadać o naszej czerwcowej, 5cio dniowej wyprawie na stopa.
Dla tych, którzy wcześniej nie czytali opisu naszych poprzednich przygód wklejam linka

28 czerwca dotarliśmy na stopa do Kamiennej Góry.
Mając w portfelu 20 zł znaleźliśmy się w okolicach rynku.

"Trafiliśmy znów w tę samą uliczkę, z której przyszliśmy.
I właśnie tam podeszłam do pierwszego lepszego Pana pytając o drogę.
Pan ten powiedział nam, że to daleko i na 2gim końcu miasta.
Ale oprócz wskazania drogi zaproponował nam jeszcze, że nas tam zawiezie... :)
Powiedział, że co prawda miał inne plany ale zrobi dobry uczynek :)
Zaprowadził nas do auta i zawiózł prawie na miejsce podając nam swój nr, tel. i adres, mówiąc abyśmy do niego dzwonili jeśli będziemy w potrzebie...
Wyszliśmy z auta i poszliśmy drogą w dół poszukać kwatery.

I tak trafiliśmy do Groß-Rosen w Kamiennej Górze...."

- Zupełnie o tym nie wiedząc...

Droga była dziwna i kręta.
Schodziła w dół i prowadziła jakby na koniec miasta.
Kończyły się wszystkie zabudowania i pojawiało się coraz więcej drzew.
Szliśmy jakieś 15 min. nim trafiliśmy do wiaduktu (podobno jednego z bardziej charakterystycznych miejsc w trasie do wynajmowanych pokoi).
Minęliśmy wiadukt i za nim mieliśmy skręcić... ale nic za nim nie było więc poszliśmy w drugą stronę trafiając na dziwne osiedle z wielkimi autami rodem z Monster Jam zamkniętymi na jakimś podwórzu.
Wróciliśmy więc na drogę, której nie było.
Tam, idąc chwil parę, dotarliśmy do wielkiego, starego i odrapanego budynku, w którym miały mieścić się pokoje do wynajęcia.
Po kilku min. czekania wyszedł do nas nie dzisiejszy pan, w stroju jak z lat 70siątych, w rozpiętej koszuli z owłosioną klatką na wierzchu, zalatujący kilkudniowym kacem i papierosami.
Z nutką strachu w oczach poszliśmy z nim do tylnego wejścia. Tam ów pan otworzył metalowe drzwi i pokazał nam nowe, wyremontowane pokoje, w których mieliśmy spać nadchodzącej nocy.
Warunki jak na tak niską cenę były nawet fajne.
Umówiliśmy się na opłacenie pokoju następnego dnia, zostawiliśmy rzeczy i wyszliśmy w poszukiwaniu najbliższego sklepu w celu zaopatrzenia się w coś na ząb...

Droga do sklepu wiodła obok "starego więzienia" jak tłumaczył nam właściciel kwater.
Nic nie podejrzewając przeszliśmy obok, zrobiliśmy kilka zdjęć i poszliśmy dalej.
Wydaliśmy w sklepie nasze ostatnie 20 zł. na najpilniejsze produkty żywnościowe ;D
Z których o dziwo, przy dobrym zagospodarowaniu powstały potrawy na 3 porządne posiłki dla 2 osób! :D

Bardzo już zmęczeni i ze złym samopoczuciem szliśmy już inną drogą w stronę pokoju.
Gdy nagle trafiliśmy na miejsce, w którym wcześniej zostaliśmy wsadzeni przez pana podwożącego nas aż z Rynku w Kamiennej Górze.
Oboje odruchowo popatrzyliśmy na tablicę umieszczoną z prawej strony jezdni...
A tam widniały informacje -----> !!!!!!!!
- widoczne na 3cim zdjęciu poniżej.

Nie muszę chyba mówić w jakim byliśmy szoku....

A mieszkaliśmy w jednym z domów umieszczonych na zdjęciach...
Co to była za noc...

Noc była ciężka...
Dosłownie i w przenośni, bo jedno z nas się pochorowało.
I takich koszmarów sennych jeszcze nigdy nie miałam :P

Pół nieprzespanej nocy i wstawanie z samego rana. Bezcenne :P
"Skoro świt" ;) zostaliśmy nawiedzeni przez właściciela, który przechwycił Pawła, i pojechał z nim do bankomatu wybrać pieniądze za nocleg.
I tak zostałam sama.
Zaryglowałam drzwi czekając w jednym miejscu na jego powrót.
Na szczęście przyjechał w miarę szybko i dzięki temu spadł kamień z serca :P

Ponieważ postanowiliśmy odwiedzić jeszcze jakieś ciekawe miejsce zapytaliśmy właściciela, czy zna jakieś fajne zabytki lub inne, bardziej przyrodnicze atrakcje.
Dostaliśmy dokładną instrukcję jak dojechać i dojść do 3 jezior wysoko w lesie, które miały mieć 3 wyjątkowe, niespotykane kolory, a ich zabarwienie związane było z wydobywającymi się tam rudami żelaza.
Niebieskie, Zielone i Czerwone...



Ponieważ choroba nie pozwala mi na dłuższe rozpisywanie się,
ciąg dalszy nastąpi... :)


Dziś kolejny dzień leczę mocną anginę.
W gardle hardcore. Każde przełknięcie śliny jest czymś niewykonalnym, wiążącym się z ogromnym bólem.
Gorączka i ogólne osłabienie.
Omamy w nocy, okłady i zimno-gorące poty.
Tony lekarstw.

Pozdrawiam wszystkich zdrowych.
Ubierajcie się ciepło i unikajcie zatłoczonych miejsc z chorymi ludźmi, bo tak jak ja z trudem będziecie przełykać nawet łagodzący kisiel...

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- przymusowe nie jedzenie wieczorem sprawiło iż wreszcie nie jestem w nocy głodna :P


Zdjęcia jak widać robiliśmy na zmianę z Pawłem.


.

Brak komentarzy: