środa, 30 grudnia 2009
wtorek, 29 grudnia 2009
niedziela, 27 grudnia 2009
Na zachód od mojego słońca
Zaległe zimowe fotki, może z zeszłego roku, a może z przed 2óch...
Nie pamiętam miejsca... Dziwne prawda? A zawsze miałam taką dobra pamięć.
Nie potrafię określić. Wiem jedynie że byłam wtedy szczęśliwa.
Wiem to dopiero teraz. Wtedy wszystko wydawało mi się skomplikowane.
A było o wiele prostsze niż się wydawało...
Z roku na rok przychodzi zima. Wygląda podobnie, a ja widzę jak bardzo w niektórych sytuacjach, i uczuciach jestem inna, a jak bardzo w innych wróciłam do bycia sobą.
Dziwne jest wszystko i poplątane. Człowiek sam nie wie czego tak na prawdę może się po sobie spodziewać. Jak zareaguje na niektóre sytuacje i kim w rzeczywistości jest.
Zmieniamy się z minut na minutę.
Wiem, że teraz JESTEM, ale nie wiem gdzie będę za chwilę.
Wiem czego chcę teraz i wiem, że kiedyś miałam inne pragnienia.
Ale nie wiem czego będę oczekiwała jutro, pojutrze...
A kiedyś wiedziałam wszystko. Wiedziałam kim jestem i co będę robić.
Jak ulotna jest ta wiedza...
Wiem, że jest COŚ co mnie trzyma.
To coś trzyma mnie równocześnie na wolności jak i na uwięzi.
Trzyma mnie na powierzchni i nie pozwala mi tak do końca utonąć, ale nie daje mi również możliwości wypłynięcia tam gdzie będzie lepiej.
Nie pozwala mi odejść i nie pozwala mi powrócić.
Wiele osób pytało mnie wiele razy - "po co to robisz"
Zawsze odpowiadałam - " nie wiem".
Kilka miesięcy temu zrozumiałam i z pełną świadomością, tym samym osobom mówiłam - "wiem już, jestem pewna".
A teraz?
Teraz nie jestem pewna nawet siebie.
Mam wrażenie jakbym siebie nie znała.
Ale nadal dążę do tego samego, bo taki obrałam cel.
I nigdy, nie pozwolę nikomu zepchnąć się z tej ścieżki.
Podświadomie wiem, że robię dobrze, ale nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Może kiedyś dojdę do jej kresu i będę szczęśliwa.
Będę wiedziała dlaczego.
Wczoraj przeczytałam "Na południe od granicy, na zachód od słońca" Murakamiego.
Utopiłam się w swoich uczuciach, o których tam przeczytałam.
Czytałam o sobie. Wstrząsnęła mnie rzeczywistość i realność tego co tam znalazłam.
Miałam wrażenie, że widzę siebie i to z czym walczę, z kim walczę i o co walczę.
To że tak naprawdę to o co walczę, toczy swoją własną bitwę, resztką sił. Nie może pokonać wroga bo nie zna odpowiedzi na to, jak najlepiej jest go podejść. Nie widzi go.
Nie widzi, że sam sobie nim jest i musi wygrać z sobą samym.
Innej możliwości nie ma.
Może wtedy znajdę swoje wyjście.
.
czwartek, 24 grudnia 2009
trupierniki
środa, 23 grudnia 2009
pion
Znów Święta.
Tym razem inne niż wszystkie ostatnie.
W innym składzie fizycznym i duchowym.
Choć może powinnam to jednak nie będę się zbytnio rozpisywałam, bo mi się nie chce.
Nie tutaj.
Wrzucam piony z ostatnich "spacerów", a to z okazji przywołania do pionu siebie samej.
Mam taki plan.
Z racji tego iż zawsze mówię prawdę i gardzę kłamcami, mam zamiar zrobić roczny rozrachunek. Przeważnie każdej osobie widniejącej jakoś w moim życiu, mówiłam tylko same dobre rzeczy, a to co było złe lub mi się nie podobało - zostawiałam dla siebie (żeby nie ranić) Ale to bzdura. Czemu ja ma słuchać samych złych rzeczy, a mówić tylko dobre?
Czas na chwilę prawdy. Ten kto na nią zasługuje dostanie wreszcie "listę prezentów".
Czasy się zmieniają, ludzie się zmieniają i sytuacje się zmieniają.
Niektórzy nawet się cofają. A nawet dostają "czyny zwrotne" - to takie które się kiedyś komuś zrobiło, a które teraz spotykają ciebie. Masz coś na sumieniu - kogoś obraziłeś, kogoś poniżyłeś, kogoś zraniłeś, kogoś odpychałeś, z kogoś się wyśmiewałeś, drwiłeś że ktoś nie ma pracy lub kasy, wychwalając tym siebie i swoje dokonania - teraz dostajesz to z powrotem. Czyli ci lub inni ludzie robią ci to samo. Wszystkie twoje negatywne uczucia i czyny idą w eter, a eter zsyła je powrotem - na ciebie. Aż w końcu tak zwany "jaki to ja nie jestem wspaniały" zrozumie - jaki na prawdę był wspaniały...
Czasem trwa to chwilę, a czasami wiele mies. czy nawet lat.
Ale każdy kto na to zasłużył powinien wreszcie dostać kopa.
Dlaczego mam go dostawać akurat ja, a ci którzy są bezwzględni, nie mają uczuć ani zasad triumfują?
Skończyły się dobre czasy.
Czas się "odwdzięczyć" za wszystkie "wspaniałości".
Już wystarczająco dużo się się nasłuchałam...
Teraz mówię JA.
.
piątek, 18 grudnia 2009
moja
Moja pierwsza :]
Okładka i ilustracja na niej.
Wydanie - listopad 2009.
Olka wciąż powtarza nowe niezidentyfikowane i nikomu nie zrozumiałe słowa:
Mabuki, Nabuki, Niemi, Puki oraz glim glim glim (co oznaczać może gili gili) :P
Niemi prawdopodobnie oznacza - nie ma.
A Mabuki?
Brzmi jak nazwa plemienia potworów z bajki.
Dodatkowo wciąż słychać: cium cium, dziab dziab, bim bum bum
i bah bah. Ostatnio zaczęło się też: piku piku, pikuku (to prawie jak pikoki :P)
A wszystkie uszkodzone przedmioty mają bubu.
Ostatnio jak zobaczyła siniaka na moim kolanie, to podeszła do mnie, powiedziała "Bubu, bubu" i podmuchała.
Mądra istotka.
Jedyna osoba, która wita mnie z radością.
.
poniedziałek, 14 grudnia 2009
rób, nie gadaj
.
2 grudnia zaginął Bartek.
Dowiedziałam się dopiero wczoraj.
Martwię się.
Jest mi bardzo przykro.
Tak jakoś mam, że zawsze się martwię.
Co mogłam zrobić? Rozwiesiłam plakaty, poinformowałam znajomych
Mogę jeszcze połazić po mieście i poszukać.
Jestem mała ale z pomocą innych mogę więcej.
Czasami ktoś potrzebuje czyjejś pomocy.
Często woła i nie dostaje odpowiedzi.
Ludzie obiecują pomoc. Mówią pięknie i kojąco.
Jednak tak na prawdę dużo mówią, a mało robią.
Zazwyczaj tylko mówią.
Pola do działania jest dużo, a jednak nie ma odwagi, zaparcia
i konkretów.
Jak ktoś jest w potrzebie, może liczyć jedynie na słowa pocieszenia.
A gdzie gesty?
Nie ma. Słychać tylko pomógł/a bym Ci, no ale nie mam teraz czasu. Pogadamy innym razem.
Potrzebujesz czynów?
Licz na siebie.
Nikogo innego nie masz.
Jeśli zobaczycie gdzieś tego chłopaka, dajcie koniecznie znać
Może i głupie są te wszystkie pisane powyżej słowa, ale coś powinnam napisać.
Tak czuję. W końcu po to jest ten blog..
2 grudnia zaginął Bartek.
Dowiedziałam się dopiero wczoraj.
Martwię się.
Jest mi bardzo przykro.
Tak jakoś mam, że zawsze się martwię.
Co mogłam zrobić? Rozwiesiłam plakaty, poinformowałam znajomych
Mogę jeszcze połazić po mieście i poszukać.
Jestem mała ale z pomocą innych mogę więcej.
Czasami ktoś potrzebuje czyjejś pomocy.
Często woła i nie dostaje odpowiedzi.
Ludzie obiecują pomoc. Mówią pięknie i kojąco.
Jednak tak na prawdę dużo mówią, a mało robią.
Zazwyczaj tylko mówią.
Pola do działania jest dużo, a jednak nie ma odwagi, zaparcia
i konkretów.
Jak ktoś jest w potrzebie, może liczyć jedynie na słowa pocieszenia.
A gdzie gesty?
Nie ma. Słychać tylko pomógł/a bym Ci, no ale nie mam teraz czasu. Pogadamy innym razem.
Potrzebujesz czynów?
Licz na siebie.
Nikogo innego nie masz.
Jeśli zobaczycie gdzieś tego chłopaka, dajcie koniecznie znać
Może i głupie są te wszystkie pisane powyżej słowa, ale coś powinnam napisać.
Tak czuję. W końcu po to jest ten blog..
sobota, 12 grudnia 2009
back down to earth
Zwalam się na ziemię.
Kolejny raz i kolejny.
Znowu i znowu.
Spadam.
Bez miękkiego lądowania.
Zawsze tylko twardy grunt.
Nie ma na czym bezpiecznie lądować.
Taki los.
Przydzielono mi go na siłę.
Nikt nie zapytał mnie o zdanie. Czy tak chcę.
Zdecydowano za mnie.
Bez pytania, bez odpowiedzi i bez możliwości odwrotu.
Zamknięto przede mną drzwi i zabrano klucze.
Jakbym nie miała prawa mieć własnego zdania.
A mam jednak wiele do powiedzenia.
Męczę się z tym co mam w środku, a czego nie wolno mi wyrazić.
.
środa, 9 grudnia 2009
głowa, ramię na palce stóp...
Patrząc wstecz, daleko, niedaleko i blisko, widzę jak mało ludzie dla siebie znaczą.
Wiem kto tak na prawdę "jest".
Na kogo można liczyć. Kto jest prawdziwy.
Dziwne ale czasem okazuje się, że jest to osoba, w której wcześniej się tego nie widziało.
A może nie chciało widzieć. Może się tego bało.
Może bało się samego faktu, że jeśli stwierdzi się iż można na tego kogoś liczyć, to ten ktoś nagle zniknie.
Bah. I go nie będzie.
Czasem człowiek niedowidzi tego co jest najbardziej oczywiste.
Wychodzi na to, że im dalej szukamy tym mniej znajdujemy.
A pomoc jest tam gdzie nie chcieliśmy jej widzieć.
I ten, kto odpowiedział na wołanie, pomógł mi najbardziej.
Dziękuję.
Mam nadzieję, że nadal będziesz mnie wspierać...
Na zdjęciu krowy z Morawy.
"Ostatnia Agfa w tym sezonie"
nucę sobie - "głowa, ramiona, palce nóg, palce nóg..."
(za pierwszym razem usłyszałam to co jest w tytule... :P)
.
niedziela, 6 grudnia 2009
bezkształty
"wciąż ci się zdaje
że każdy twój krok (obojętnie w którą stronę)
zmniejsza odległość pomiędzy tobą - a domem
i szukasz najpierw domu
potem drzwi
ostatecznie kluczy
a jednak nie ma nic do otwarcia
niczego nie możesz odnaleźć
donikąd nie możesz powrócić"
"Bezkszkałty"
Mateusz Kurcewicz
(Jjedyna moja zdobycz na tagach książki. żeby ją nadrobić będę się odchudzać)
Ostatnio wszystko jest bezkształtne.
Szarobura masa.
Wciąga i nie wypuszcza.
Ostatnia Agfa w tym sezonie...
.
wtorek, 1 grudnia 2009
braki
Kilka mies. temu byłam z siostrą i siostrzenicą w Karpaczu.
Zaglądałam we wszelkie możliwe zakamarki.
Było pięknie.
Wtedy jeszcze był uśmiech.
Dawno nie byłam na takiej wyprawie.
Brakuje mi tego.
Brakuje mi bycia tam. Gdzieś gdzie nie byłam lub byłam.
Gdzieś gdzie nie ma nic oprócz bycia w tym właśnie miejscu i o tej porze.
Przytłaczają mnie te braki.
Wciąż coraz to nowe zmartwienia.
Mógłby je wreszcie ktoś ode mnie zabrać.
Jakiś chętny?
Fotki z komórki :P
.
czwartek, 26 listopada 2009
sobota, 14 listopada 2009
rozumieć
Moja babcia.
Zdjęcie to zrobiłam jakieś 7 lat temu.
Bardzo je lubię. Ono jedyne pokazuje taką Babcię jaką była na prawdę.
Na początku 2010 r. zostanie wydany leksykon artystów dolnośląskich.
Będziemy w nim obie.
Opublikują również właśnie tą fotkę.
Na drugim zdjęciu park koło sanktuarium w Wambierzycach.
Oba zawsze mi się ze sobą kojarzyły.
Może dlatego, że widzę w nich tę samą wiarę.
Zrobiłam je w odstępie 6 lat.
Moja Babcia była niesamowicie dobrą osobą.
Zawsze wszystkim pomagała. Niezależnie od tego czy był to ktoś obcy czy bliski.
Była oparciem dla każdego i w każdej chwili.
Potrafiła rozdać dosłownie wszystko co miała.
Nieraz widywałam u obcych ludzi prezenty, które od nas dostawała na urodziny czy gwiazdkę.
Kiedyś bardzo mnie to wkurzało, że robiłam lub kupowałam coś specjalnie dla Niej, a Ona oddawała to komuś innemu.
Z czasem jednak zrozumiałam czym było to co robiła i jak cennym jest dar dawania.
Nie ważny jest przedmiot. Ważny jest fakt, że może on komuś pomóc.
Wywołać wiele uśmiechów i wiele radości.
Fakt, że można się z kimś podzielić, tym co się posiada.
Hehe - zawsze śmieszyło mnie to jak Babcia mówiła w żartach, że idealny mężczyzna powiniem dobrze tańczyć i być ładny ;)
Babcia miała ogromny bagaż doświadczeń, ale równie wielkie poczucie humoru.
Zawsze miała tez więcej energii życiowej niż ja sama.
Była najsilniejszą osoba jaką kiedykolwiek znałam
i prawdopodobnie już nigdy więcej takiej nie spotkam.
Potrafiła we wszystkim znaleźć nadzieję.
Zawsze powtarzała - co ma być to będzie.
Ja osobiście nigdy w te słowa nie wierzyłam i na przekór wszystkiemu zawsze starałam się pokazać sobie samej, że potrafię zmienić los.
Nie udało się. Wiem już, że jest to niemożliwe.
Babcia zawsze we wszystkich wierzyła i wszystko wybaczała.
Nawet największemu zbirowi dawała szanse.
Kolejną i kolejną i kolejną.
Często nie mogliśmy zrozumieć po co to robi.
Teraz już wiemy. Zawsze miała rację.
Takich ludzi jak Ona już prawie nie ma.
Dziwne, ale dopiero dziś zdałam sobie sprawę, że jestem taka jak Ona.
Nie ma Jej już 2gi rok.
A ja odziedziczyłam po Niej ogromny skarb.
Dobroć.
Babcia - skan z odbitki
Wambierzyce - skan z negatywu
.
piątek, 13 listopada 2009
sobota, 7 listopada 2009
czwartek, 5 listopada 2009
jakoś leci
Fajnie jest mieć kogoś z kim zawsze można pogadać. O wszystkim.
O tym co złe. O tym co dobre i o tym co nas przytłacza.
Kogoś, kto nie potępi, nie wyśmieje, nie skrytykuje i nigdy nie zwątpi.
Kogoś kto nas poprze w każdej naszej decyzji i wesprze we wszystkich działaniach.
Człowieka, który nawet jak zrobisz źle - zawsze stanie po twojej stronie.
Ciemno wszędzie.
Kiedyś było jasno.
Kiedyś myślałam, że mam takie osoby.
Jednak ludzie się wbrew pozorom zmieniają i takiej osoby to tylko ze świecą szukać.
Kiedyś myślałam. Kiedyś analizowałam i zastanawiałam się jak to będzie.
Robiłam plany, snułam swoje nowe historie na przyszłość.
Teraz tego nie robię, a jednak jakoś leci. Samo z siebie.
Kiedyś myślałam, że jak się kogoś bardzo kocha, to tak już na zawsze.
Kiedyś myślałam, że jak się kogoś bardzo kocha, to tworzy się tak silna więź, że nic nie potrafi jej rozerwać. I nigdy nie będzie to możliwe.
A jednak.
I czy to jest ktoś bliski, z rodziny, czy przyjaciel, to nigdy nie masz gwarancji, że jeśli będziesz potrzebować pomocy - on przy tobie będzie.
Zawsze przecież może nie mieć czasu.
Moje drogi się rozeszły.
Moje drogi z 2ma najważniejszymi osobami w moim życiu.
Tymi, które mnie budowały, tymi, które potrafiły mnie podnieść ze wszystkiego lub jako jedyne zrównać z ziemią.
Minęły się.
Moje drogi.
Zrozumiałam, że każdy z nas jest osobną jednostką i tak na prawdę nic nas nie scala, oprócz naszych chęci.
To chęci powodują miłość, chęci powodują szczęście. Chęci powodują życie i to, że właśnie TO życie przeżywamy po swojemu. Błądząc, popełniając błędy, łapiąc oddech, ciesząc się, a nawet raniąc siebie i innych. Tworząc własną bajkę, nawet jeśli nie jest ona kolorowa.
Ale nikt tej bajki za nas nie przeżyje. Nikt nie zdecyduje za nas co jest dobre, co wybrać żeby być zdrowym, szczęśliwym i równocześnie zachować miłość.
To tylko i wyłącznie my sami jesteśmy w stanie o tym zadecydować.
Chęci powodują decyzje. A decyzje to jest to co napędza nasze działanie.
Od nas zależy, czy i co będziemy dalej z sobą robić. Czy pójdziemy do przodu, czy zostaniemy z marzeniami.
Ja idę do przodu. Moje marzenia uleciały. Jakoś same z siebie.
Idę do przodu, ale najdziwniejsze jest to, że wcale tego nie czuję i na nowo zabrakło mi chęci.
Nie mam motoru, który by je napędzał.
Brakuje mi silnika.
Olej wycieka, czas mija, a karoseria rdzewieje.
Wczoraj przyszło mi do głowy żeby pomóc staremu silnikowi stanąć na nogi.
Odrdzewić go, przywrócić do życia, żeby nie leżał gdzieś tam sam w kącie i nie cierpiał na samotność. Bo nikt nie powinie być sam. Silnik musi mieć poczucie, że może na kogoś liczyć. Że jest ktoś kto zawsze mu pomoże.
Silnik kaszle, dławi się i marnieje, ale nie poprosi o pomoc.
A przecież kiedyś był taki piękny.
Sam jednak tego swojego piękna nigdy nie widział, bo nie chciał.
Ale nie wiem teraz, czy nie lepiej jednak postawić na nowy sprzęt.
A stary pozostawić samemu sobie?
Tak na prawdę to nie ma na całym świecie takiej osoby, która by nas dogłębnie rozumiała, czuła i była tylko dla nas.
Dopóki nie zrozumiesz kto tak na prawdę jest tym twoim silnikiem, nie znajdziesz nikogo takiego.
Jest ktoś kto jest bardzo blisko.
Potrzebuje tylko naszej akceptacji, a pomoże nam zawsze
i wszędzie wyjść z każdej opresji.
Zawsze przy nas będzie i zawsze będzie w nas wierzył.
I nigdy nas nie zawiedzie.
Trzeba tylko otworzyć mu furtkę...
i wypuścić tą istotę, którą zamykamy w lustrze...
.
niedziela, 1 listopada 2009
Halloween 2009
Dżubei
Malwina
Waldek kocha kwiaty
Paweł
Bartek
fot. Dżubei (jestem zlepkiem 2óch różnych twarzy ;)
Don Konrado
Kera był jakiś niewyraźny...
Grzesiu
Dżubei
Ja, fot. Kera :)
Arek
Ala i Ja
Paweł i jego 3cia ręka.
fot. Ala
Biedrona
Biedrona
Z Malwiną, fot. Maciej - MF89
Tak powstał "Chomiczek"
Arek, Dżubei i cukierki :P
Concept art :P
Wczoraj we Włodkowica 21 była imprezka.
Mega Halloweenowa Digartowo-Techlandowa i concept-artowa impreza.
Wielkie tłumy :P (aż brakowało miejsc), dużo rysowania, rzeźbienie w dyniach, bitwy rysunkowe i "słowne", pokazy foto i animacji. Ala zajęła nam miejca "w loży" ;), ale niestety nie udało mi się z nią dłużej pogadać.
W między czasie imprezy, był wypad na jedzenie, gdzie grupa podzieliła się na zwolenników kebabu i tych "którzy lubią coś bardziej wyrafinowanego" czyli - pierogi :P
Grupa pierogowa składała się z 2 os. - Mnie i Bartka, a wyjście zakończyło się przegryzionym językiem :\
Po powrocie impreza nabrała takiego rozmachu, iż w ferworze dobrej zabawy i wyśmienitych ;) trunków kolega Waldek musiał się wcześniej ewakuować :P
Więc pałeczkę wodzireja przejął Arek ;)
Był Dżubei, był Paweł i dużo, dużo cukierków ;)
Wayne jak zwykle się spóźnił więc pozostało mu tylko odprowadzanie nas na "tramwaj".
Przez cały wieczór "w tle" leciała świetna muzyka ;) aparat przestał mi ostrzyć, a rysownicy tworzyli wybitne wręcz dzieła sztuki (przykład na samym dole :p)
No i było mega ;P hehe
Powyżej "krótka" fotorelacja".
Ps. Już niedługo moja parapetówa :]
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)