czwartek, 5 listopada 2009

jakoś leci





Fajnie jest mieć kogoś z kim zawsze można pogadać. O wszystkim.
O tym co złe. O tym co dobre i o tym co nas przytłacza.
Kogoś, kto nie potępi, nie wyśmieje, nie skrytykuje i nigdy nie zwątpi.
Kogoś kto nas poprze w każdej naszej decyzji i wesprze we wszystkich działaniach.
Człowieka, który nawet jak zrobisz źle - zawsze stanie po twojej stronie.

Ciemno wszędzie.
Kiedyś było jasno.
Kiedyś myślałam, że mam takie osoby.
Jednak ludzie się wbrew pozorom zmieniają i takiej osoby to tylko ze świecą szukać.
Kiedyś myślałam. Kiedyś analizowałam i zastanawiałam się jak to będzie.
Robiłam plany, snułam swoje nowe historie na przyszłość.
Teraz tego nie robię, a jednak jakoś leci. Samo z siebie.

Kiedyś myślałam, że jak się kogoś bardzo kocha, to tak już na zawsze.
Kiedyś myślałam, że jak się kogoś bardzo kocha, to tworzy się tak silna więź, że nic nie potrafi jej rozerwać. I nigdy nie będzie to możliwe.
A jednak.

I czy to jest ktoś bliski, z rodziny, czy przyjaciel, to nigdy nie masz gwarancji, że jeśli będziesz potrzebować pomocy - on przy tobie będzie.
Zawsze przecież może nie mieć czasu.

Moje drogi się rozeszły.
Moje drogi z 2ma najważniejszymi osobami w moim życiu.
Tymi, które mnie budowały, tymi, które potrafiły mnie podnieść ze wszystkiego lub jako jedyne zrównać z ziemią.
Minęły się.
Moje drogi.

Zrozumiałam, że każdy z nas jest osobną jednostką i tak na prawdę nic nas nie scala, oprócz naszych chęci.
To chęci powodują miłość, chęci powodują szczęście. Chęci powodują życie i to, że właśnie TO życie przeżywamy po swojemu. Błądząc, popełniając błędy, łapiąc oddech, ciesząc się, a nawet raniąc siebie i innych. Tworząc własną bajkę, nawet jeśli nie jest ona kolorowa.
Ale nikt tej bajki za nas nie przeżyje. Nikt nie zdecyduje za nas co jest dobre, co wybrać żeby być zdrowym, szczęśliwym i równocześnie zachować miłość.
To tylko i wyłącznie my sami jesteśmy w stanie o tym zadecydować.

Chęci powodują decyzje. A decyzje to jest to co napędza nasze działanie.
Od nas zależy, czy i co będziemy dalej z sobą robić. Czy pójdziemy do przodu, czy zostaniemy z marzeniami.

Ja idę do przodu. Moje marzenia uleciały. Jakoś same z siebie.
Idę do przodu, ale najdziwniejsze jest to, że wcale tego nie czuję i na nowo zabrakło mi chęci.
Nie mam motoru, który by je napędzał.
Brakuje mi silnika.
Olej wycieka, czas mija, a karoseria rdzewieje.

Wczoraj przyszło mi do głowy żeby pomóc staremu silnikowi stanąć na nogi.
Odrdzewić go, przywrócić do życia, żeby nie leżał gdzieś tam sam w kącie i nie cierpiał na samotność. Bo nikt nie powinie być sam. Silnik musi mieć poczucie, że może na kogoś liczyć. Że jest ktoś kto zawsze mu pomoże.
Silnik kaszle, dławi się i marnieje, ale nie poprosi o pomoc.
A przecież kiedyś był taki piękny.
Sam jednak tego swojego piękna nigdy nie widział, bo nie chciał.

Ale nie wiem teraz, czy nie lepiej jednak postawić na nowy sprzęt.
A stary pozostawić samemu sobie?

Tak na prawdę to nie ma na całym świecie takiej osoby, która by nas dogłębnie rozumiała, czuła i była tylko dla nas.
Dopóki nie zrozumiesz kto tak na prawdę jest tym twoim silnikiem, nie znajdziesz nikogo takiego.

Jest ktoś kto jest bardzo blisko.
Potrzebuje tylko naszej akceptacji, a pomoże nam zawsze
i wszędzie wyjść z każdej opresji.
Zawsze przy nas będzie i zawsze będzie w nas wierzył.
I nigdy nas nie zawiedzie.
Trzeba tylko otworzyć mu furtkę...
i wypuścić tą istotę, którą zamykamy w lustrze...



.

1 komentarz:

siedzesobie pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.