poniedziałek, 10 maja 2010

się dzieje...






Dzieje się.
Ostatnio dużo, na maxa.
Więcej zdarzeń niż w ostatnim jałowym roku.
Za dużo żeby pisać.
Koncerty, remonty, pakowanie, spotkania, niespodziewani kupcy obrazowi.
Odrobina szaleństwa też.

Dzis w nocy jako A-MAN (męski superbohater)wraz ze swoją ekipą walczyłam z człowiekiem gorylem. Dostał ognistym strzałem z moich płomiennych oczu. Ogień szedł nad linką uzywaną przy wysadzaniu skał dynamitem. Linka wciąż się urywała i wiązaliśmy ja od nowa i od nowa.
Była czerwona.
A o n wiąż szedł i szedł w naszą stronę.
Czarny i zwalisty.
Goryl ugasił ogień siłą woli... i się obudziłam.
Chyba przegraliśmy walkę.
A-man, Człowiek Chorągiew, Mocarny Karzeł i cała reszta.

Fajnie jest być facetem.
Mieć taka kompanię.
Blond włosy za ucho, czerwona opaska na włosach, niebieska pelerynka, błękitne oczy i niebieskie gacie.
Nie pamiętam tylko czy miałam na sobie jakieś lateksowe rajtuzy czy cosik inszego :P

Idę dziś wczesniej spać.
Może wygramy dziś tę walkę.


Na fotkach telefonowych, wypad z Malvinitą do naszej ulubionej kawiarenki.
Najlepsze Moccacino w mieście.


.

Brak komentarzy: