wtorek, 20 kwietnia 2010

walizka



Podobno jeśli raz dało się komuś jakąś obietnicę, nie uzyskuje się spokoju wewnętrznego dopóki się jej nie dotrzyma. Nie ważne czasem w jakim tempie i w jakich okolicznościach. Ważne by jej sprostać.
Tak samo jest z rozpoczętymi sprawami i pożyczonymi przedmiotami.
Jeśli rozpoczęło się jakiekolwiek, małe czy duże przedsięwzięcie, to będzie ono do nas wracało pod różną postacią, dopóki się go nie zakończy. Nawet małe byle co.
Niespełniona obietnica wróci do nas sama w najmniej oczekiwanym momencie.
Będzie nam gmatwała relacje międzyludzkie i zwykłe czynności.
Niespełnione obietnice są groźnym przeciwnikiem.
Podobne słowa na ten temat słyszałam od kilku nie powiązanych ze sobą osób.
Myślę, że mają rację.
Podobno całkowite rozprawienie się z nimi, ułatwia rozwiązywanie problemów, rozjaśnia umysł i dodaje lekkości.
Może się to wydawać błahostką ale niedotrzymane obietnice zawsze ciągną się za nami latami.

Postanowiłam dotrzymać każdego danego kiedyś słowa, o którym w jakiś sposób zapomniałam. I zamknąć wszystkie rozpoczęte dotychczas sprawy.

Wiele kiedyś podróżowałam i wiele razy podczas swoich wypraw poznawałam różnych ludzi. Czasami obiecując im przesłanie lub przywiezienie zdjęć, które im "robiliśmy".
Obecnie nie będąc w tych miejscach od ponad roku i nie posiadając większości z tych zdjęć, bardzo trudno mi będzie wywiązanie się tego, ale może kiedyś się uda. Będę próbować. Może jakoś, kiedyś dostarczę zdjęcia, a dzięki temu radość.

Kilka dni temu, przez, a może dzięki małemu wypadkowi Olki (która miała ogromną frajdę z jazdy karetką i wizyty w szpitalu - pomijając nastawianie ręki) po 5 latach, zupełnym przypadkiem spotkałam ratownika, któremu kiedyś robiłam sesję zdjęciowa, a nie miałam okazji oddać wywołanych wtedy zdjęć.
Okazje zorganizowała się sama.
Sprawy same wracają... czasem nawet pukają do naszych drzwi...

Zawsze najważniejsze było dla mnie bycie słowną i dotrzymywanie obietnic.
Nie zawsze się udawało, ale to była dla mnie sprawa priorytetowa.
Teraz w dobie uczuciowej epoki lodowcowej staje się to mało ważne ale jeszcze gdzieś tam w środku trochę czegoś pozostało.


Z przedmiotami będzie łatwiej. Znalazłam u siebie kilka książek, które kiedyś od kogoś pożyczyłam, ale zapomniałam, lub nie miałam okazji oddać.
Powoli wracają one do pierwotnych właścicieli.
Najgorsza będzie wizyta w bibliotece po 4rech latach... Oby tylko kara nie była wysoka :P


Udało mi się ostatnio zrobić czystki w szafach, na półkach. Dzięki temu jestem lżejsza. Nawet z pracowni wyleciało wszystko prócz kilku obrazów na wystawę, stolika, lampki, fotela i farb. Zniknął stos rysunków, wielki regał z książkami i inne meble. Jest pusto i bezosobowo. Jakby nikt już jej nie używał.
Teraz wszystko można zmieścić do 1 walizki.
Ale czy aby na pewno?

W sercu także czystki.
Ale one nie powstały same...
Są ludzie, których szczęście omija szerokim łukiem i ja właśnie do nich należę.
Gdzie ono jest? Może w tej 1 walizce?
A może w odbiciu w lustrze...
Po prostu.



.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wcześniej pojawiła się myśl, że "czasami lepiej za dużo nie grzebać" - takich głębszych walizek też chyba to dotyczy. Wydaje mi się, że warto byłoby trochę odpocząć od spraw przeszłych, skupić się na tym co jest, co może być i co będzie - i to też bez przesadnego pośpiechu, żeby choć na krótki czas zrobić przerwę od wszelkich stresujących rzeczy i spraw (stresogennych - to brzmi profesjonalnie).

V.

galazinka pisze...

Tak. Dobrze jest odpocząć.
Umysł się wtedy rozjaśnia i lepiej widać to co jest przed nami, na horyzoncie.