piątek, 30 kwietnia 2010
POWERnisażowo ;)
To był chyba mój najlepszy wernisaż :)
Siedząc w autobusie w drodze do galerii naliczyłam, że to już 19sty :>
Jak zwykle przed samą wystawą nie zabrakło dodatkowych przygód.
Zwiał mi autobus, ledwie zdążyłam na następny, potem 40 minutowe korki na Krzykach, sprint po truskawki do Hali i kolejny na Solny...
Dużo bieganiny ale potem fajna i luźna atmosfera.
Przyszło mnóstwo znajomych oraz całkiem sporo nieznajomków.
Jak zwykle nie zabrakło dobrego jedzonka, przy którym baaardzo pomogła mi Malwina.
I jak zwykle nie zabrakło Panów Oblatywaczy. Tym razem ekipa się powiększyła.
Pojawił się nawet ten sam wysoki gość w przykrótkich nogawkach, co w zeszłym roku ;)
Jako pierwszy przyszedł jego kolega podający się za lekarza holistycznego. Dostałam wizytówkę i zostałam zaproszona na kawę :> heheh. Ja to mam szczęście do dziwaków.
Potem zaczęli schodzić się inni.
Paweł z alpejskim uśmiechem od ucha do ucha ;), Prof. Kukuła pędził aż z Warszawy żeby zdążyć z małżonką na wernisaż :) Miłe toto. Potem Julka z Hannuką ;), tradycyjnie już Prof. Kabat i cała reszta...
Moja ekipa z roku nie zdążyła niestety na truskawki ;) ale wszystkie obecne kobitki przyniosły pikne różowe gerbery.
Zanim zaczęło się przemówienie, do którego ani chwili się nie przygotowywałam, Oblatywacz w czerwonym podkoszulku wymiótł połowę Malwinowych koreczków...
Impreza potrwała aż do 20stej :) A potem przenieśliśmy się do Schodów Donikąd.
Parę miłych chwil i rozmów :)
Było super.
Gdyby nie te kilka osób, które mi pomagały nie udałoby mi się przygotować tej wystawy w tak krótkim czasie. Malwina, Ala, Tomek. Wyszło świetnie.
Dawno się tak dobrze nie czułam :)
Wracałam do domu z wielkim pękiem przeróżnych kwiatów i jeszcze większym uśmiechem.
W autobusie spotkałam Olivkę i powspominałyśmy trochę stare złe czasy, ciesząc się, że nastały nowe.
Nowe przyszło samo.
Z górskim wiatrem z południa...
Fotki robiłyśmy na zmianę z Malwiną.
A wystawa powisi do 12 maja...
.
sobota, 24 kwietnia 2010
Wystawa "Gąszcz"
Wernisaż będzie.
Szczegóły na obrazku.
Gdyby ktoś chciał przyjść byłoby miło.
Zapraszam wszystkich chetnych.
Synow marnotrawnych tez.
Będą nowe maziaje. Kilka starych też, dla przypomnienia.
Na Solnym, więc blisko.
Gdyby ktoś jednak nie mógł lub nie miał ochoty pojawiać się na samym wernisażu, wówczas może pooglądać prace do 12 maja.
Chyba warto.
Bedzie mozna zajrzec w moja wyobraznie.
Tak zwani zwolennicy komerchy nie znajda tam jednak nic dla siebie.
Będzie to ostatnia wystawa przed przebranżowieniem galerii.
I prawdopodobnie ostatnia moich ilustracji.
Pierwszy raz od początku do końca organizuję wszystko sama.
Kolejne długi i zmartwienia.
Ponizej 2 linki.
Jak pojawi sie cos jeszsze to dorzuce:
ASP...
co jest...
dig...
pol...
.
piątek, 23 kwietnia 2010
the strange
"Emily się nie zmienia... a i tak zawsze jest inna."
Wczoraj w Centrum Taniej Książki na Ruskiej przypadkiem trafiłam na niesamowitą okazję i za 19 zł kupiłam 3 książki.
Designerską "Emily the Strange" za 5 zł (cena sklepowa 25) jedna sztuka była :P, ilustrowane komiksowo - z fajną kreską i kolorystyką krwawe "Opowieści tajemnicze i szalone" Edgara Allana Poe, za 10 zł , gdzie w księgarniach kosztuje 37 :P
No i "Straszliwe Tygrysy" dla Olki. Niech się dziecko uczy :P Kolorowa i miła książeczka ;)
Chodzę tam rzadko i tylko przypadkiem, ale zawsze trafiam na takie okazje :]
Po opowieściach z Mediolanu, Moccacino i torciku truskawkowym w "2 Małpach" to był kolejny fajny akcent dnia.
W weekend wrzucę niespodziankę - dla niektórych tylko, bo większość znajomych już wie. Co gdzie i kiedy.
Zmęczona jestem.
Moje myśli nie wybiegają poza czwartek 29 kwietnia.
Moja najważniejsza decyzja.
Czas się kończy.
Nic się nie zmienia.
Na zdjęciu Ja i Marta S. Syty robił.
2003 r., toaleta w naszym starym liceum.
W czasie matur.
.
czwartek, 22 kwietnia 2010
analiza strachu
„Moje serce obawia się cierpień. Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie. I że żadne serce nie cierpiało nigdy, gdy sięgało po swoje marzenia, bo każda chwila poszukiwań jest chwilą spotkania z Bogiem i z wiecznością”
osławiony P.C.
Moje serce mówi co innego niż mój rozum.
Nadają na innych falach.
Fot.2004 rok. Pierwszy rok studiów.
Dla Ali, która lubi "kiepskie" zdjęcia.
.
środa, 21 kwietnia 2010
i bum szelaka
Olka rośnie jak na drożdżach.
W ruch idą nowe słowa, ale wciąż króluje: kulala, czalola, Pan Pintonos i sandinki (sandałki) :P
Zresztą, na podstawie dotychczasowych słów, można by ułożyć fajne opowiadanko.
Olka odziedziczyła "szczęście" do dziwnych zdarzeń po Cioci (czyt. po mnie)
Podobno wymyślono specjalne kaski do nauki chodzenia dla niemowląt. Szkoda, że nie robią takich dla większych dzieci. Oprócz kasku przydałyby się jeszcze ochraniacze na nos, łokcie i kolana oraz gumowe ściany i podłogi z pianki.
Dodatkowo tona piasku, jakieś bajoro i prywatna koparka.
Oryginalna dziewczynka.
Z takim dzieckiem nie jest nudno.
W przyszłym tyg. będzie na swoim pierwszym wernisażu.
Na moim.
Dziś nauczyła się pluć zupą.
Dobrze że wcześniej o tym nie pomyślała.
.
wtorek, 20 kwietnia 2010
walizka
Podobno jeśli raz dało się komuś jakąś obietnicę, nie uzyskuje się spokoju wewnętrznego dopóki się jej nie dotrzyma. Nie ważne czasem w jakim tempie i w jakich okolicznościach. Ważne by jej sprostać.
Tak samo jest z rozpoczętymi sprawami i pożyczonymi przedmiotami.
Jeśli rozpoczęło się jakiekolwiek, małe czy duże przedsięwzięcie, to będzie ono do nas wracało pod różną postacią, dopóki się go nie zakończy. Nawet małe byle co.
Niespełniona obietnica wróci do nas sama w najmniej oczekiwanym momencie.
Będzie nam gmatwała relacje międzyludzkie i zwykłe czynności.
Niespełnione obietnice są groźnym przeciwnikiem.
Podobne słowa na ten temat słyszałam od kilku nie powiązanych ze sobą osób.
Myślę, że mają rację.
Podobno całkowite rozprawienie się z nimi, ułatwia rozwiązywanie problemów, rozjaśnia umysł i dodaje lekkości.
Może się to wydawać błahostką ale niedotrzymane obietnice zawsze ciągną się za nami latami.
Postanowiłam dotrzymać każdego danego kiedyś słowa, o którym w jakiś sposób zapomniałam. I zamknąć wszystkie rozpoczęte dotychczas sprawy.
Wiele kiedyś podróżowałam i wiele razy podczas swoich wypraw poznawałam różnych ludzi. Czasami obiecując im przesłanie lub przywiezienie zdjęć, które im "robiliśmy".
Obecnie nie będąc w tych miejscach od ponad roku i nie posiadając większości z tych zdjęć, bardzo trudno mi będzie wywiązanie się tego, ale może kiedyś się uda. Będę próbować. Może jakoś, kiedyś dostarczę zdjęcia, a dzięki temu radość.
Kilka dni temu, przez, a może dzięki małemu wypadkowi Olki (która miała ogromną frajdę z jazdy karetką i wizyty w szpitalu - pomijając nastawianie ręki) po 5 latach, zupełnym przypadkiem spotkałam ratownika, któremu kiedyś robiłam sesję zdjęciowa, a nie miałam okazji oddać wywołanych wtedy zdjęć.
Okazje zorganizowała się sama.
Sprawy same wracają... czasem nawet pukają do naszych drzwi...
Zawsze najważniejsze było dla mnie bycie słowną i dotrzymywanie obietnic.
Nie zawsze się udawało, ale to była dla mnie sprawa priorytetowa.
Teraz w dobie uczuciowej epoki lodowcowej staje się to mało ważne ale jeszcze gdzieś tam w środku trochę czegoś pozostało.
Z przedmiotami będzie łatwiej. Znalazłam u siebie kilka książek, które kiedyś od kogoś pożyczyłam, ale zapomniałam, lub nie miałam okazji oddać.
Powoli wracają one do pierwotnych właścicieli.
Najgorsza będzie wizyta w bibliotece po 4rech latach... Oby tylko kara nie była wysoka :P
Udało mi się ostatnio zrobić czystki w szafach, na półkach. Dzięki temu jestem lżejsza. Nawet z pracowni wyleciało wszystko prócz kilku obrazów na wystawę, stolika, lampki, fotela i farb. Zniknął stos rysunków, wielki regał z książkami i inne meble. Jest pusto i bezosobowo. Jakby nikt już jej nie używał.
Teraz wszystko można zmieścić do 1 walizki.
Ale czy aby na pewno?
W sercu także czystki.
Ale one nie powstały same...
Są ludzie, których szczęście omija szerokim łukiem i ja właśnie do nich należę.
Gdzie ono jest? Może w tej 1 walizce?
A może w odbiciu w lustrze...
Po prostu.
.
piątek, 16 kwietnia 2010
p.s
Z okazji dzisiejszych urodzin życzę sobie nowej historii.
Nowego życia.
I tym oto miłym akcentem blog ten zaczynam od nowa.
Tam gdzie go skończyłam.
Lecz inaczej.
Bo ja jestem inna?
Ja?
Ja poszło w kąt.
Zwyciężyła twarda rzeczywistość. Zło i niewiara.
"Moje życie beze mnie"
Teraz jest jednak tylko tu i teraz, bo nie wiadomo, co będzie i czy będzie jutro.
A wczoraj? A wczoraj nie chcę pamiętać.
Chmura pyłu wulkanicznego przesłaniającego mój widok z dnia na dzień opada coraz szybciej.
p.s - Szczerze mówiąc, nie chce mi się już prowadzić tego bloga, już go nie czuję, ale jak to się mówi, czasem dobrze jest podtrzymać znajomości.
wtorek, 13 kwietnia 2010
środa, 7 kwietnia 2010
"czały mały pokus pokus"
I tym oto miłym akcentem, użytkownik bloga kończy swoją historię. I znika.
.
.
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
święta
Wczoraj był zjazd rodzinny.
Niespodziewany przynajmniej dla mnie.
Starą ekipą poszliśmy na spacer.
Po drodze przypomniało mi się jak kiedyś jeszcze jako małe dzieci szaleliśmy we czwórkę. Karol, Karolinka, Michałek i Iwonka.
Nie imały się nas żadne kule. Żadne problemy.
Superbohaterowie.
Dzisiaj każde z nas niesie na plecach swój własny bagaż.
Okazuje się, że jest on równie ciężki.
Bagaż samotności.
.
niedziela, 4 kwietnia 2010
jestem
"Pierwszy podmuch wiosny budzi lęk..."
Maj 2008. Ognisko na terenie Rezerwatu Gór Stołowych :P
Niby legal ale bardziej nielegal :P
Kiełbacha i inne dodatki zakupione szybcikiem na trasie.
Spontan. Hasło, szuru buru i ognisko. (Do rzeczki obok w celach pitnych przyszło nawet stadko krów :P)fot.M.
Uwielbiam takie chwile.
Dopiero niedawno to zrozumiałam.
Piękny dzień to był.
Z dnia na dzień coraz bardziej i coraz więcej osób utwierdza mnie w przekonaniu, żeby łapać każdą chwilę. Każdą chwilę z bliskimi osobami, bo bum cyk cyk i jutro już może być za późno.
Mówić TAK,
Mówić WIEM,
Mówić - CHCĘ.
Nie zostawiać nic do jutra.
Cieszyć się sobą, Tobą i każdą najdrobniejszą rzeczą.
Każdym słowem i gestem pokazywać - JESTEM.
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)