sobota, 9 kwietnia 2011

Lecimy...




Dziś Malwina powiedziała bardzo mądrą rzecz:
"Wiesz co jest dla mnie dojrzałością? Zdolność do ryzyka."

Racja. Święta racja.
Gdyby więcej osób umiało ryzykować i robić/mówić coś, czego normalnie się nie robi, wtedy byłoby dużo lepiej. A na pewno ciekawiej.
Jednak niektórzy wolą sobie siedzieć we własnej skorupce nie wychylając główek, żeby się czasem na czymś nie naciąć.
Ale po co? Jaką to korzyść przynosi i dla kogo?
Jesteśmy TU po to, żeby robić wszystko co tylko jest możliwe.
Bo mamy czasem tylko jedną szansę, na to żeby coś zrobić lub powiedzieć.
A czasu jest mało.
1 życie, to tak jak jeden podmuch wiatru.
Lepiej więc chwycić go i polecieć do przodu razem z nim...
Po co się bać?

Przecież nie ma czego :)



Fotki z Piotrówka z Izą i Rafałem.
Wpadli po mnie w Niedzielę i skoczyliśmy na małą wycieczkę :)

Niedługo większa partia zdjęć z tego wypadu.


.

czwartek, 7 kwietnia 2011

niewiadomoco



Rzeczywistość jest czasami porażająca.
Trudno się często odnieść do realnych wydarzeń z rezerwą, kiedy patrzy się na coś trzymając przed sobą tarczę ochronną.
Co jest, to i tak jest. Czy się bronisz, czy nie - nie ma to właściwie znaczenia.
Mimo panującego powszechnie przekonania, że nie ma się wpływu na nic, jest wręcz zupełnie odwrotnie.
Wiem, że często ostatnio zmieniam zdanie na różne tematy, ale świadczy to jedynie o tym, że robię jakieś kroki dalej.
Więc - im bardziej pozytywne nastawienie posiadasz do konkretnej sprawy, tym większe masz szanse na to, że dostaniesz to, czego chcesz.
A zazwyczaj chcesz wiele.
Bo każdy chce, nie ma co ukrywać.
Każdy z nas czegoś chce.
A od chcenia do posiadania jeszcze jest jakiś ruch do wykonania.
Bez ruchu masz to, co miałeś wcześniej, czyli czasem nic, a na pewno mniej niż mógłbyś mieć.
A jak już zdecydujesz się na coś, to przynajmniej posiadasz poczucie tego, że coś zrobiłeś. I nie ważne już wtedy jest to z jakim efektem.
Ważne, że nie stoisz w miejscu.

Im więcej masz odwagi tym jest ciekawiej. Nuda jest mało pociągająca.
A to co jest trudne do zdobycia i wydaje się być poza wyciągnięciem naszych ramion w rzeczywistości daje sto razy więcej satysfakcji :)


Tylko kurcze jak to teraz odnieść do swojej własnej rzeczywistości, bo niby to są takie dobrze rozumiane fakty, a jednak co chwila coś się zmienia i wychodzi jedna wielka zupa, w której pływają wszelkie możliwe dodatki :P
Przecedzić się nie da, bo zawsze gdzieś się zawieruszy jakiś farfocel (Jak to mówi Olka - Flanek Falfocel :P)
A jak już ten Flanek Falfocel osiądzie na cedzaku, to wtedy dopiero jest kłopot - jak go z niego usunąć.
A może lepiej już nie cedzić? Zjeść zupę ze wszystkimi jej dodatkami.
Może któryś z nich posmakuje bardziej. I wtedy będzie zupa jednoskładnikowa :P

Wiem - zawiłe to jak niewiadomoco.
No ale jakby nie było zawiłe, to by nie było o czym gadać :P

W jakiś taki dziwny etap weszłam, że nie widzę w niczym problemu.
Fajne jest to, co jest tu i teraz. A to co się zdarzy kiedyś, co będzie konsekwencją tego co teraz robię, to już inna sprawa.
I nie chce mi się o tym myśleć.
Ważne jest to co jest teraz.


Czy jest dobrze, czy nie dobrze, to i tak jest dobrze :P


Szukałam jakiegoś nie dołującego zdjęcia i wpadło mi w oko, to powyżej :D
Nie trudno zgadnąć kto to :P



.

Prusa 100





















W sobotę była Parapetówa u Pawła i Bartka.

Było "rześko" :>


.

niedziela, 20 marca 2011

Olek




Równo rok temu odszedł Olek.
Dziś rocznica.
Przed pierwszym dniem wiosny.
Nie nastrajająca to była nowina.

Olek był "złożonym" osobnikiem.
Miał swoje dobre i złe cechy, ale czasem więcej było tych złych.
Tęsknię za tym jak warczał na mnie przez okno. Jak szczekał na wszystkie okoliczne dzieci i starszych ludzi. Jak pochłaniał ogromne ilości czereśni.
Jak po czesaniu, na działce ścieliła się istna kołdra z jego futra.
75 kg żywej wagi. Same mięśnie i grube futro.
Fajny przyjaciel na zimne wieczory.
Kiedyś ciągnął sanki, przytulał się, cieszył na Twój widok, obwąchiwał wesoło, wskakiwał "na kolanka" i tak sobie siedział.
A jak przestało się zwracać na niego uwagę, to podchodził, kładł łapę na twoim udzie, wbijał w nie pazury i przesuwał łapą w dół.
Jakby mówił - Ej, ja też tu jestem.

Potem warczał już prawie na każdego. Chodził naburmuszony, atakował ludzi i dawał się głaskać raz na ruski rok.

Olek lubił czereśnie. Dostawał ich pełną miskę i wcinał ze smakiem.
odrywał sobie owoce od ogonków.
Potrafił odkręcić plastikową butelkę w ciągu 40 sekund.
Potrafił skakać na wys. 2 metrów w celu złapania tchórza siedzącego na słoninie dla ptaków. Nigdy nie pił świeżej wody, zawsze musiała ona odstać jakieś 2-3 dni.
Nie jadł nic z podłogi. Mógł wytrzymać wiele godzin bez załatwiania potrzeb fizjologicznych, bo wstydził się zabrudzić podłogę.
Dzięki jego obecności, przez 10 lat nie było na moim osiedlu ani jednej kradzieży.
Olek był pogromcą okolicznych pijaków.
Jak ktoś źle się czuł, lub miał zły humor - wtedy On podchodził, kładł głowę na Twoich kolanach i tak siedział, próbując cię pocieszyć.
Nie lubił bananów i sałaty, ale uwielbiał arbuza, lody i czekoladę.
Jak tylko słyszał szelest papierka, od razu dostawał ślinotoku i na ziemię wędrowały wielkie gluty.
Niczego i nikogo się nie bał. Nie bał się większych psów, nie bał się wystrzałów petard, nie bał się burzy, nie bał się weterynarza.
Nie lubił dzieci, bo kiedyś rzucały w niego kamieniami i petardami.
Nie lubił starszych ludzi. Nie lubił pijaków i zapachu alkoholu.
Pijaka zjadłby razem z ciuchami.
Jak kogoś atakował, to nie łapał za nogawkę ale rzucał się od razu do gardła.
Przez ostatnie kilka lat życia, nie lubił mnie i mojej Mamy.
Nie cierpiał kotów i nie lubił kąpania, na które skazany był regularnie.
Denerwował go odkurzacz i listonosz, którego tak jak i pijaka, zjadłby z całym odzieniem, nie gardząc nawet torbą.
Mojego kuzyna policjanta, chciał kiedyś zjeść przez okno.
Dobijał się do niego przez 20 min.

Ogólnie Olek to był dzik jakich mało.
Ale wszyscy go kochaliśmy.
W końcu był z nami 12 lat.

Ludzie też tak dziczeją.
Im są starsi, tym trudniej z nimi wytrzymać.
Ciężej z nimi żyć.


Na dolnym zdjęciu moja siostra - jedyna osoba, która mogła z Olkiem zrobić wszystko.
Oprócz niej Olek kochał jeszcze mojego Tatę.
Byli najlepszymi przyjaciółmi.
Ja i moja Mama należałyśmy tylko do reszty "stada".



Piszę dziś o nim, bo chcę, to kiedyś przeczytać, tak dla siebie i przypomnieć sobie.
Bo różnie się układa i o czymś mogę zapomnieć.




.

poniedziałek, 14 marca 2011

Hej Joe












W sobotę była parapetówa u Magdy i Michała.
Nowi ludzie, nowe możliwości, nowe klimaty.
Pyszne jedzonko.
Państwo Lisowscy spisali się wręcz znakomicie :>
Świetna zabawa. I jakiś taki inny zakres porozumienia.
Dobry zakres.
Naturalny.
Inna płaszczyzna. Dobra płaszczyzna.

Rzucam iskry.

Czasem niewiele trzeba żeby złapać porozumienie...
Trzeba błyszczeć dopóki jeszcze ma się ku temu możliwość.
Blask ma różne barwy.


.

środa, 9 marca 2011

:>




Bo ja lubię białe tulipany.


.

niedziela, 6 marca 2011

Kiełczyn













Wczoraj byłyśmy z Iwonką i Olką w Kiełczynie.
Miły dzień...
Stare, dobre okolice do których moje serce wyrywało się od dłuższego czasu.
Tęsknię za tymi miejscami.
Byłam w tej miejscowości setki razy, ale nigdy nie udało mi się wejść do tamtejszego kościoła. Podobno tamtejsza ołtarzowa figura czyni cuda.
Pierwszy dla mnie już uczyniła.
- Rozpoczęła nowy sezon wycieczkowy ;)

Wycieczka rozpoczęła się gdy od razu po wyjściu z auta, Olka (moja siostrzenica) wlazła w psią kupę. Aż popłakałam się ze śmiechu :P
Atmosfera dzięki temu wydarzeniu była wręcz genialna :D

A zakończyło się na tym, jak Olka krzyczała na cały kościół, że chce śpiewać razem z "Panem Księdzem - Chwała na wysokości".
Ponieważ trafiłyśmy do kościoła na chwilę przed rozpoczęciem mszy, Olka wyczaiła księdza i musiałyśmy szybko się ewakuować :P
Przez kolejne pół godziny był płacz "ja chcę śpiewać z Panem Księdzem" i śpiewanie w aucie "Chwała na wysokości, a pokój na ziemi" :D
Po drodze nowe ple golfowe, wielka pluszowa Myszka Mickey, która miała siedzieć w szopie nad rzeczką, a której wcale tam nie było, puste rowy, w których kiedyś za czasów starych wycieczek pasły się krowy, jasny labrador, kiedyś przywiązany do ściany, teraz siedzący w kojcu, nowe osiedle na zakręcie przed Tąpadłem... i wiele innych.

Potem było ciacho i herbatka.
Olka to twardy i marudzący zawodnik, ale wyprawy z nią zawsze są zaskakujące i pełne uśmiechu.


Krajobrazy szybko się zmieniają.
Tylko ludzie stoją w miejscu.
Czasem dlatego, że trudno im zrobić krok do przodu.
Może się boją, a może nie chcą.
Może nie umieją, a może nawet nie wiedzą, że czasem trzeba ruszyć z miejsca.
Dla własnego dobra.

sobota, 5 marca 2011

Dyploms







Wczoraj odebrałam dyplomy.
Licencjacki i Mgr.
Licencjat 5 lat po obronie, a mgr 3 lata po obronie :P
Podobno nie jestem jedyną "spóźnialską" i byli ode mnie więksi rekordziści.
Pani w kwesturze powiedziała mi na ucho, że niedawno był ktoś, kto odebrał dyplom dopiero po 15 latach... i szukano go długo w archiwum.
Więc wcale nie jestem tak do tyłu ;)
Poza tym pocieszam się też tym, że jeszcze kilka osób z mojego rocznika nadal nic nie odebrało, a do tego wcale im się nie spieszy :D

Magister sztuki.
Co to znaczy? i do czego ten tytuł jest potrzebny? :P
Dziwnie brzmi, ale może być.

Z zachwytu zrobiłam swoim dyplomom całą sesję :P
Ale wrzucam tylko 4 zdjęcia :P
heheh :P



.

środa, 2 marca 2011

Jakiś taki



"- Wiesz co John? Opowiem ci pewną historię.
Na pewno ci się spodoba, bo wiesz... jest jakaś taka podobna do Twojej...


Pewnego razu w Ameryce żył sobie jakiś facet.
Prowadził jakieś życie i jeździł jakimś samochodem, któremu przy każdym hamowaniu odpadało lusterko i opadała na dół tylna, lewa szyba.
Miał jakąś żonę i jakiegoś syna.
Miał zwyczajną, nudną pracę w firmie sprzątającej, z której nie był jednak zadowolony ale jakiejś innej nie szukał.
I tak sobie jeździł każdego dnia do jakiejś pracy, z pracy wracał do domu i jadł jakiś obiad, po czym siadał na kanapie, kładł nogi na stół, brał piwo do ręki i czytał jakąś gazetę na zmianę z oglądaniem jakiegoś programu rozrywkowego, który akurat leciał w tv.

Pewnego razu po powrocie do domu zastał na stole jakąś kartkę z informacją, którą zostawiła mu żona. Facet miał odgrzać sobie obiad sam, ponieważ żona pojechała do jakiegoś sklepu po czajnik, który akurat się zepsuł.
Facet odgrzał sobie obiad, usiadł tradycyjnie na kanapie, położył nogi na stole, do ręki wziął pilota i włączył na jakiś przypadkowy kanał.
Ponieważ siedział tak już dobre 2 godz, a żony jak nie było tak nie było, zachciało mu się pić.
Nabrał wielkiej ochoty na herbatę.
Z ciężkim sercem, że musi ruszyć tyłek z kanapy, wstał i poszedł do kuchni.
Wlał wodę do czajnika i postawił go na gazie.
Usłyszał powolne syczenie i zobaczył, że w ściance czajnika zrobiła się dziura i wycieka z niego woda. Wkurzył się, ściągnął czajnik z gazu i zastanowił się czym by tu go zakleić na chwilę, żeby woda się ugotowała przed powrotem żony.
Poszukał jakiejś taśmy.
Gdy już ją znalazł, wziął ścierkę i przetarł nią dziurę.
Nagle w pokoju zrobiło się ciemno, a z czajnika wyleciał zielony dymek.
Facet zrobił jakąś dziwną minę, ale się nie przeraził nietypową sytuacją.
W pomieszczeniu rozległ się głos.
- Jestem Dżinem z czajnika. Ponieważ zrobiła się w nim dziura, a ty w przypływie dobrych chęci chciałeś ją załatać, spełnię twoje 3 życzenia. Wal śmiało.
Facet bez odrobiny zdziwienia czy też podejrzliwości zatarł więc ręce, wyszczerzył zęby i mówi:
- Chcę jakiś ciekawy i oryginalny samochód, na którego widok, kobiety będą jęczeć.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, powiedział Dżin. Masz jeszcze 2 życzenia - zastanów się więc czego jeszcze potrzebujesz.
Facet znów wyszczerzył się i powiedział:
- Chcę żeby moja żona miała po powrocie jakieś takie wielkie balony, żebym na ich widok miał aż mokre spodnie, bo coś ostatnio nie układa nam się w łóżku.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, powtórzył Dżin. Zostało jeszcze jedno życzenie. Tym razem zastanów się jeszcze mocniej, ponieważ więcej życzeń już nie będzie.
Facet podrapał się po głowie, usiadł na krześle i chwilę pomyślał.
- Mam! - krzyknął - Chcę być kierownikiem w dużej firmie!!!
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, powiedział Dżin i zniknął.
W pokoju na powrót zrobiło się jasno, a na podjeździe słychać było kroki.
W zamku przekręcił się klucz i do mieszkania weszła żona.
Facet z czajnikiem w ręku, uradowany historią z Dżinem pobiegł do drzwi żeby jej wszystko opowiedzieć.
Jak już dobiegał do drzwi stanął jak wyryty ze zdziwienia.
Żona stała uradowana w drzwiach trzymając w ręku pęk kolorowych balonów.
- Zobacz kochanie co dostałam kupując nowy czajnik!
Facetowi opadła ręka, a cała resztka wody z czajnika wylała mu się na spodnie...
Zrezygnowany uśmiechnął się krzywo i wrócił na sofę.
Nie minęło 20 min., a zadzwonił telefon.
Ponieważ żona akurat była w pobliżu, odebrała go i mówi - kochanie to do Ciebie, dzwoni Frank z pracy, mówi że ma dla ciebie dobrą nowinę.
Facet przypomniał sobie o dżinie i o 2gim życzeniu, i pobiegł do telefonu jak strzała.
- Jestem, czuję, że masz dla mnie dobre wieści!
- Zgadłeś. Chciałem poinformować Cię, że dostałeś awans.
- Wiedziałem! - powiedział facet - mów szybko co i jak.
- No więc jak usłyszysz, to opadnie ci szczęka - Bill z wschodniego miał dziś zawał, nie wraca do pracy, przejmujesz jego stanowisko. Będziesz kierownikiem wysypiska.
Co prawda, pensja ta sama, co do tej pory, ale wiesz...
Facet opuścił ręce i odłożył słuchawkę.

Ubrał kurtkę i krzyknął do żony - wychodzę.
Wziął kluczyki i wyszedł z domu.
Odpalił auto i pojechał w stronę baru.
Jakiś dzieciak zajechał mu drogę rowerem i facet ostro zahamował.
Momentalnie z auta odpadło lusterko, a tylna szyba zjechała w dół.
Równolegle z nim zatrzymał się piękny i lśniący kabriolet, za którego kierownicą siedziała wspaniała, czarnowłosa kobieta.
Uśmiechnęła się i jęknęła - Dawno nie widziałam tak oryginalnego auta...



Wiesz co John, określ się wreszcie człowieku, bo chyba tak na prawdę sam nie wiesz czego chcesz i o co ci chodzi."


.