niedziela, 8 stycznia 2012

pada deszczyk pada równo...






Tak dużo tu mądrych słów... a ja sama mam czasem trudność z ich realizacją...
Tak już jest, że czasem przychodzi kryzys.
Kryzys wiary w siebie, w swoje możliwości, w swoją siłę, w swoje racje.

Jeśli do tego ludzie nam bliscy pogłębiają ten brak wiary, stajemy się jeszcze mniejsi niż jesteśmy.
Powoli znikamy z mapy bycia TU i TERAZ.
I sami nie wiemy już gdzie jesteśmy.

Kiedyś chcieliśmy dużo. Kiedyś mieliśmy dużo.
Potem nagle rach ciach i los rzucił nam pod nogi kamienie.
Czeka aż usuniemy je wszystkie co do najmniejszego okruszka.
Ale my nie posiadając odpowiedniego oparcia jesteśmy jak ślepcy.
Idziemy po omacku potykając się co chwila o każdy z nich.
Potykając się o samego siebie.
Bo ktoś przestał w nas wierzyć, bo ktoś przestał nas szanować, bo ktoś przestał nam ufać. Bo bez tego tracimy wiarę.
Wiarę w samego siebie. I Wiarę w tego ktosia, lub tych ktosiów.
Bo oni sami nie wierzą już w siebie. A to wywołuje lawinę zdarzeń sprowadzających nas głęboko pod ziemię.
Bo w ludzi trzeba wierzyć.
Trzeba im ufać.
Trzeba być dla nich dobrym.
Trzeba po prostu chcieć.
Nie wystarczy próbować pchać ich na siłę gdzieś, gdzie nam się wydaje, że będzie im dobrze, a potem się od nich odsunąć.
Nie tędy droga.
To wszystko działa odwrotnie i odwraca się przeciwko tym, którym się wydaje że robią komuś dobrze.
A tej osobie, której chciało się na siłę "pomóc" wyrządza się ogromną krzywdę.
Zwyczajnie się ją niszczy.


Dobrze w takich sytuacjach jest mieć kogoś, na kim można się wesprzeć.
Kto przejdzie dla Ciebie na piechotę 12 km. mimo zimna i deszczu tylko dlatego, że potrzebujesz spędzić z nim parę chwil.
Kto kocha, kto przytuli i kto powie, że jesteś kimś wyjątkowym.
Dzięki takim osobom, wszystko to co pisałam powyżej przechodzi na bok.
Traci na mocy.
Nie boli tak bardzo jak powinno.



.

Brak komentarzy: