środa, 29 lipca 2009

Lechowa i Ja.







Byłyśmy z Lechową w knajpie.

Nadrabiamy stare braki.

Lechowa to Aśka, która zawsze tryska pozytywną energią.
Niestety tacy ludzie są rzadko spotykani. A szkoda, bo świat ich potrzebuje.
Oni leczą choroby ludzkości. Czasem udaje mi się być taką Lechową.
Ale rzadko.
Mam nadzieję, że ten optymizm, którym mnie zaraża pozostanie mi jednak na dłużej.
"Lechowa" to taki pozytywny lek na chandrę, który zawsze znajdzie jakieś rozwiązanie każdej sytuacji. Jednak i Ona czasami potrzebuje wsparcia.
Bo przecież każdy ma chwile słabości.

Tamtego wieczora to właśnie "Lechowa" miała gorszy dzień niż ja.
Były lody, pogaduchy i rozruchy.
Dobre towarzystwo, dobry drink i od razu wszystko staje się łatwiejsze.
W przypływie chwili i może pod wpływem wszystkich widzianych przeze mnie komedii romantycznych, wsiadłam do taxy i pojechałam.
Kierunek - Zgorzelisko.
4 minuty szczęścia, usmiechu i radości :)

Dawno się tak dobrze nie czułam jak wtedy.
To już tydzień, ale to uczucie trzyma mnie do dziś.
Jestem z siebie dumna i zadowolona, że stać mnie na takie gesty.
Powoli staję się inną osobą. Cieszą mnie duże, małe i spontaniczne gesty.
Małe sprawy.
Takie dobroci.
Zrozumiałam, że dzięki nim łapię szczęście.
Chcę móc przytrzymać je dłużej niż chwilę.
Wierzę, że się uda :)



fotki telefonowe; Aśka i ja.

2 komentarze:

Ashia pisze...

łap całymi garściami Gałęzi, całymi łapami, stopami, chowaj we włosy i do torebusiek, żeby starczało na różniste chwile!
Dzięki za to popołudnie, za lody i za miękką kanapę w kanjpie.
Widok odjeżdżającej taxy z Tobą był inspirujący..
Cium :*

galazinka pisze...

Łapię.
Taxę i to co myślałam, że ma sens,
a okazało się jedynie zwykłą zgnilizną - pozostawiłam za sobą.
Teraz jest lekko a powietrze ma inny smak :]