poniedziałek, 1 września 2014

My



Miłość.

Czasem by dojść do miejsca, w którym jesteśmy... musimy przejść samego siebie.
Musimy przejść wszystkie swoje granice psychofizyczne.
Wszelkie granice wytrzymałości.
Musimy przejść czarnym tunelem zła i niepowodzeń.

Bo na każdego czeka gdzieś światło.
I jeśli czasem po drodze pojawia się jego przebłysk, by zgasnąć nagle i z hukiem, to wiedz, że potem pochodnia rozgorzeje blaskiem mocniejszym i trwalszym. Bo dojrzałym i pełnym szacunku.
Do siebie, do życia, do miłości.
Iskra zapala się i z dnia na dzień jaśnieje.

Dziś śmiało mogę powiedzieć, że dojrzałam do tego uczucia.
Wcześniej mogłam czuć podobnie, mogłam walczyć sama z sobą, ze swoim uporem, uczuciami, z losem...
z tym co być powinno, a co nie, z tym co wypada, z tym co bym chciała, a czego mieć nie mogłam...
Bo moja przyszłość miała być inna.

Dziś widzę, że była to jedynie droga...
Moja ścieżka, która pojawiła się już wiele lat temu, ale została zapomniana. I ożyła gdzieś między 14 a 31 grudnia 2013 roku, gdy któregoś dnia przypomniała mi się wizja z przed lat.
A po niej pojawiły się nowe, głębsze, mocniejsze i trwalsze.
Jak Miłość.
TA mimo wszystko, z problemami i bez.
Z pięknymi, dobrymi i trwałymi chwilami.
Ze zrozumieniem.
Z odwagą i dojrzałością.
Z myślą "O" tej drugiej osobie.
Z bezpieczeństwem, że mogę spać spokojnie bo jestem w tym drugim sercu...
Bo On jest w moim sercu.



Dziękuję Arek za to, że jesteś :*



.



Brak komentarzy: