sobota, 13 marca 2010
Lipa naszym przyjacielem
W Niedzielę byliśmy z chłopakami na koncercie.
Jak zawsze niestety - wszystkie najciekawsze koncerty odbywają się w "super extra rewelacyjnym klubie" W-Z.
Na szczęście tym razem ominęło nas kapanie z sufitu, ultrafiolet i dym pod nogi :P
Choć "specjaliści" od oświetlenia nie omieszkali poczęstować nas inną niespodzianką. Zaszaleli, regularnie strzelając po oczach salwami z reflektorów.
Na końcu dobili publikę jakimś pulsującym migaczem, po którym nie można było przestać mrugać, a oczy łzawiły parę dobrych min.
Niewiele widziałam ale za to było głośno, bo dźwiękowcy również dali czadu ;)
Znów narzekam co? :P
Ale nie było tak źle jakby się wydawało.
Wpierw sexowna Pani z Hetane zakręciła bioderkami i porwała wszystkich Panów na sali.
Następnie wyszło 2 półnagich łysych i jeden w czapeczce.
I Pan w czapeczce śpiewał sobie:
"...I wiem, że mogę
wiem, że mogę
choć mam pod skórą coś jakby strach
lecz mimo tego wiem , ze mogę
zanurzyć się w bezmiarze dnia..."
tralala lalala :P
Najlepszy jednak był pewien jegomość z pierwszego rzędu przyjmujący rolę wodzireja.
Co kilka minut udawało mu się śpiewnym barytonem przekrzyczeć cały zebrany tłum:
"Lipa naszym przyjacielem jest!!!"
Nie ma to jak dobre zagrzewanie do walki.
Pewnie ćwiczył na meczach.
Potem poszliśmy na piwo.
Tak.
Tez wypiłam :P
Lipa naszym przyjacielem jest.... ;)
Fajnie było.
Powyżej skromny "fotoreportaż" ;)
.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz