piątek, 26 listopada 2010

tylko, żeby nie było...









Jakiś czas temu zrobiłyśmy z Jagodą "kilka" zdjęć.
Kiedyś je powtórzymy.
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli wrzucam sztuk parę.
Jak obrobię jeszcze jakieś inne, to dorzucę.

Ostatnio nie chce mi się pisać.
Poza tym, że nie mam tak zwanej weny, to jeszcze nie mam czasu.
Wbijanie się w rytm pracy z dojeżdżaniem, zabrało mi całkowicie wolny czas.
Ciągle zmęczona.
Praca, powrót, kolejna praca, parę godzin snu, praca.... itd.
Od niedz. będę już na miejscu.
Parę metrów, a zmienia rzeczywistość.
4 godziny bliżej (biorąc pod uwagę korki na obwodnicy i krzykach w drodze do pracy i korki na borowskiej i krzykach, w drodze z pracy)

Ostatnio patrzę na świat przez pryzmat zarabiania pieniędzy.
Coś wreszcie się ruszyło i zaczęło wychodzić.
Wciąż jest za dużo pustego miejsca w portfelu, ale mówię sobie, że obecny stan jest inwestycją na przyszłość.
Co z tego, że przez tą inwestycje leczę teraz gardło.
Praca w porządku, ludzie w pracy też, miejsce miłe i spokojne, za oknem przy którym siedzę mam nawet chałupę Pana Schetyny.
Kończy się asfalt, zaczyna kostka i wieś.
Życie towarzyskie całkiem w porządku.
Ogólnie same pozytywy.

Wszystko niby ok.


Ale jakoś nie mam celu.
Posucha, obojetność i wypalenie emocjonalne.




.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

"brak celu" dość trafnie opisuje obecny stan...
W.K.

galazinka pisze...

tak, cel musi być, bez niego ani rusz.