wtorek, 7 września 2010

byk





14 sierpnia Marynia z Mariuszem wzięli ślub.
Robiłam na nim zdjęcia jako fotograf oraz brałam udział jako gość.
Fajna sprawa.
Świetnie się przy tym ubawiłam.
Po ślubie w małym wiejskim kościółku niedaleko Sobótki, zrobiliśmy z Hania (siostra panny młodej) i Kubą sprint na Partynice na mega imprezę w stylu rodeo na 130 osób.
Było mnóstwo niesamowicie fajnych osób, a średnia wzrostu obecnych tam facetów przekraczała 2 metry :> co było niesamowicie przyjemnym zjawiskiem :P
Wreszcie mogłam patrzeć do góry :P
Dużo mądrych i ciekawych osobowości.
Dużo radości i szczęścia.

Ciekawa jestem jak to jest możliwe w naszych czasach, że 2 tak młode osoby łączą się na zawsze tak po prostu - z miłości...
Obecnie, w dobie bezuczuciowości, internetu i ogólnej oziębłości społecznej jest to zjawisko wręcz niepowtarzalne.
Miło było patrzeć na te spojrzenia i wygłupy przy ołtarzu.
Na te łzy, prawdziwe.
Głupio mi było w takim momencie robić zdjęcia.

A jednak istnieje tak zwana miłość na dłuższą metę?

Dlaczego mnie spotykają jedynie te krótkie mety?
Czy tak ma być?
Czy jeszcze mam czekać?
Wszelkie zdarzenia z ostatnich 4 miesięcy dały mi dużo do myślenia.
Rozpoczęły się dokładnie 28 maja.
Miały być do końca życia. Na zawsze.
Wpłynęły na całe moje przyszłe i obecne życie.
Zakręciły w głowie i wyprały myśli.
Sprawiły, że jakoś nie widzę na dzień dzisiejszy żadnych relacji damsko-męskich.
I z dnia na dzień jest coraz gorzej.
Brakuje mi uczuć.
Wciąż pojawiają się nowe osoby, a ja odwrażliwiłam się.
A miało być tak wspaniale...


Life, jak to mawia Paweł.
Tylko czemu ten life jest taki brutal, co?
Teraz to w moim sercu powstaje mur.


Wstępnie wrzucam 2 zdjęcia.
Reszta za kilka dni.
Będą to fotki już bardziej ślubne :P



.

Brak komentarzy: